Dziedziniec

Droga do Seagardu była pozbawiona jakichkolwiek trosk związanych z próbą zakłócenia jej co bardzo spodobało się Halleckowi, nie lubił takich niespodziewanych zdarzeń, osiem dni jazdy konnej przeszło dosyć szybko gdzie ósmego dnia dotarli do siedziby Mallistera. Tam chwila odpoczynku i załatwienie paru spraw w zamku, także tych związanych z transportem na Pyke, które jak się okazały bezproblemowe, którzy ośmieli się odmówić następcy tronu?
Zapasy zostały wzięte na statek i następnego ranka statek ruszył w drogę na Żelazne Wyspy. Książę nie wiedział ile to już czasu nie był na łodzi, na morzu czując morską bryzę i zimny wiatr który uderzał w jego ciało. Nie mógł rzecz inaczej, że to całkiem dobrze wpłynęło na niego i jak zapewne na jego ludzi, wszak Żelaźni Ludzie są urodzonymi żeglarzami, wychowanymi na wodach Planetos, aż przeszła mu przez myśl odwiedzenie swojego rodzinnego zamku oczywiście po uporaniu się z problemami na Pyke. Jeszcze tego samego dnia, kiedy słońce chyliło się ku zachodowi, a on siedział przy dziobie statku delektując się widokiem wszechobecnej wody, postanowił zaintonować starą pieśń, którą poznał jeszcze jako małe dziecko.

Matka rzekła mi
Kiedyś kupisz łódź
Galerę z dobrymi wiosłami
Popłyniesz do dalekich krain

Stanę wysoko na dziobie
Sterując szlachetnym okrętem
Z kursem do przystani
Gdzie znajdę wrogów mych
Gdzie znajdę wrogów mych...


Tego dnia mieli dopłynąć do portu w Pyke. Halleck rano gdy jadł śniadanie usłyszał tylko od jednego z załogantów, że zbliżają się do lądu, praktycznie od razu wyszedł na pokład statku i spojrzał - Żelazne Wyspy, dawno ich nie widział, nawet na jego ustach zagościł delikatny uśmiech. W środku cieszył się z dotarcia do swojej ojczyzny, dawno tutaj nie był i po mimo tego, że było to ciężkie miejsce, to jakoś tęskniło mu się za nim. Na pewno to odmiana od lasów, równin i zielonych łąk jakie widział w Dorzeczu. Kilkanaście minut później przybyli do portu - Lordsport miejsca, w którym podobno działali wichrzyciele, którzy próbowali wprowadzać niepokoje na wyspach, przeciwko władzy jego rodu. On nie chciał specjalnie się ujawniać, przynajmniej póki co, więc nakazał nie pływać pod banderą Hoarów, kazał użyć jakiejś neutralnej. On sam także nie chciał ukazywać kim jest i na swoje ubrania narzucił płaszcz, który miał przykryć wszelakie dystynkcje, symbole, które miałby wskazywać na jego ród. Po wyjściu na ląd, zabrał swoją obstawę i konno ruszyli do siedziby Lorda Greyjoya. W czasie drogi też przyglądał się okolicy patrząc czy widać jakieś zniszczenia po sztormie, albo czy nie ma już jakiś wichrzycieli głoszących brednie w porcie.
Kiedy dojechał już pod zamek to chciał wjechać do środka, jeżeli strażnicy próbowali by go nie wpuścić to wtedy pokazał im kim jest i nakazał uprzedzenie lorda o swoim przybyciu. Tak czy owak  cała kolumna Żelaznych Ludzi wjechał na dziedziniec siedziby lorda Greyjoya. Halleck na jej czele wjechał dumnie, wyprostowany jak to miał w zwyczaju, rozglądał się wokół, może czekając na jakieś powitanie ze strony Krakena. Ostatecznie zszedł z konia poprawiając nieco swój pas z mieczem i bardziej się teraz odsłaniając prezentując na kaftanie wytłoczony symbol swojego rodu.

Musiał przyznać, że miał całkiem ciekawe widoki w czasie podróży do Pyke. Już przy samym Lordsport, kiedy jechał konno w jego stronę zauważył krucze klatki i to nie puste, a z zwartością w nich w postaci ludzi. Jak sam mógł określić już nieco w nich siedzieli bo praktycznie nic z nich nie zostało, byli szkieletami z naciągniętą skórą na siebie. Gdy tylko zauważył, że jeden na niego spojrzał, nie odrywał z niego wzroku nawet jak poruszał wargami, które książę odczytał jako prośbę o wodę. Halleck tylko splunął przed nim, jeżeli nie był jednym z wichrzycieli to siedział tutaj nie bez powodu, musiał być przestępcą albo jakimś zbrodniarzem.
Dalsza droga była na tyle spokojna, że mógł nawet w niej nieco odpocząć, nieco zniszczeń nadal pozostawało, ale nie było co się dziwić po tym jak sztorm uderzył dwukrotnie. Greyjoy czekał na niego i po oficjalnym przywitaniu został oddany zarządcy, aby się nim zajął przed spotkaniem z lordem. Postanowił z tego skorzystać, zwłaszcza z kąpieli, na morzu nie miał takiej przyjemności, więc postanowił zrobić to teraz. Po udaniu do komnaty, której mu przygotowano od razu zażądał, aby przygotowano mu bale z wodą. Taka chwila spokojnego relaksu to jest coś czego mu brakowało w ostatnim czasie, rozluźnić się w chwili kąpieli, zamknął na chwilę oczy, aby całkowicie oddać się chwili odpoczynku. Po kilkunastu miłego relaksu wymył się i ubrał w nowe ubrania. Ciepły posiłek w towarzystwie czy to swoich ludzi czy jakiś członków z rodziny Greyjoya i dowiedzeniu się co nieco jak tam sytuacja na wyspach. Halleck musiał przyznać, że nieco odwykł od jedzenia ryb, w Dorzeczu dominuję głównie mięsiwa zwłaszcza dziczyzna, ale to dosyć miły powrót. Po tym wszystkim postanowił pójść do lorda, aby porozmawiać z nim o celu jego podróży...