Samotnia

Jeremiashowi udało się zastać lorda w swojej Samotni choć po wejściu widać było, że wyraźnie jest czymś zajęty i po jego minie dało się odczytać, że lepiej by było gdyby nikt nie tracił mu teraz czasu. W końcu ruszali na wojnę, a on miał jeszcze tak wiele do przygotowania! Przywitał się z nim w grzeczny sposób, był on jednak członkiem rodziny lordowskiej, mimo że tak odległej to wciąż poważanej i starożytnej. Wysłuchał słów Mormonta i mu żwawo odpowiedział.
- Teraz pewnie komenderuje swoimi ludźmi, zaraz wyruszamy na szlak. - odpowiedział i szybko wraz za słowami Jeremiaha zaczął odpowiadać. - W porządku, powiedz strażnikowi pod drzwiami, żeby Cie zaprowadził. - dodał i sam już później miał zamiar mu przekazać, żeby pilnował tego co pisze Mormont, nie mogli przecież pozwolić żeby zdradził jakieś delikatne informacje i przypadkiem wysłał je do Wyl. - Swoją drogą, co znaczy wyrażenie "ok". To jakiś szyfr? - dopytał nieco zaciekawiony i dalej pakował mapy do torby podróżnej. W sprawie glejtu lord machnął ręką, pokazując tym samym, że załatwi tę sprawę i to bezinteresownie! Widocznie kwestia dornijki i braku z tego żadnych profitów, nie zrobiło mu żadnej różnicy. Cóż skoro byli z Errolem, to postanowił mu zawierzyć i w razie czego go pociągnąć do odpowiedzialności.
- Jeśli to wszystko to przepraszam, jestem zajęty. Glejt przyśle do waszego namiotu. A i jak jesteście z Errolem też się pakujcie, zaraz wyruszamy.