Port
Re: Port
30 dzień 9 księżyca 10 PZ
Południe
LOS
Południe
LOS
Niecałą godzinę przed przybyciem do portu przy Vinetown, załoga dostrzegła ląd. Większość osób ucieszyła się na myśl o odpoczynku na stałej ziemi. Niektórzy, choć pracowali całe swe życie na wodach, niekoniecznie kochali fale i nieustające często kołysanie. W tymże czasie Finrod mógł spakować swe rzeczy i wygramolić na pokład, co by doczekać rychłego cumowania.
Choć kula słoneczna ogrzewała twarze pracujących na statku osób, ptaki morskie przyśpiewywały swą charakterystyczną melodię, wiatr delikatnie muskał włosy, a zapach słonej wody łączył wszystkie elementy otaczającej ich przyrody, dzień ten, choć ewidentnie zapowiadający się znakomicie, miał być dla młodego, podróżującego królewicza... dziwnym zaskoczeniem.
Niekiedy zdarza się, że los płata nam figle, a niekiedy najzwyczajniej dochodzi do porażek, gdzie zawiodła ludzka ręka. W tymże przypadku był to kierujący statkiem, grubaśny mężczyzna, który uprzedniej nocy zachlał się na tyle, że dziś ledwo, co ledwo komunikował. A choć poruszanie się przy brzegu nie sprawiało mu większego problemu, tak cumowanie statku do doku... nie wyszło. Wielka, drewniana konstrukcja, która przez niemalże trzy dni wiozła ze sobą Arryna, pieprznęła z wielkim impetem o wzmocnioną portową odnogę. Stary najebany próbował resztką swych sił, wytężając ostatnie niepodchmielone komórki do pracy, wybrnąć z sytuacji, lecz na nic zdały się jego wysiłki, gdy przez wielką dziurę na samym dole zaczęła drastycznie przelewać się woda. Statek szedł na dno, lecz był już przy dokach, toteż załoga nie miała najmniejszego problemu z przeskoczeniem, w tym Finrod oraz jego towarzysze.
Odchodząc nieco głębiej, by poczuć przede wszystkim bezpieczeństwo wyrażone pewnym, twardym gruntem pod nogami, mogli zobaczyć, jak coś niesamowicie drogiego, może pójść na dno równie szybko. Właściwie mogłoby się wydawać, że to tyle z dzisiejszych niespodzianek. Niestety jedną z nich zaplanował sobie również zakapturzony jegomość, korzystając z chaosu, który wywołało topienie się okrętu. Zwinną ręką wyrwał torbę z pieniędzmi, która była jednym z wyposażenia królewicza. Ze zdobyczą w swych dłoniach, uśmiechem chytrym na ustach, cmokał i biegł. A bogowie lubią karać grzeszników. Chwila moment, jak nie pierdyknął z impetem, potykając się o dziurę w deskach. Upadł skroniami na skrzynię, a dokładniej na jej kant. Rozbił czaszkę, wypuścił mieszek, po czym jego ciało onieprzytomniało, a następnie zsunęło się do wody. Szczęśliwie nie tylko torebka Finroda, a nawet jedna, która należała do właściciela, a w których było złoto odbiły się od ściany skrzyni i uderzyły o podłogę. Nieszczęściem część złota uskoczyła do góry, wprost do morskich fal. Bądź, co bądź, gdy okradziony podbiegł i pozbierał, co jego, okazało się, po dokładniejszym przeliczeniu, iż naliczył czterdzieści dwie, złote monety za dużo.
Choć kula słoneczna ogrzewała twarze pracujących na statku osób, ptaki morskie przyśpiewywały swą charakterystyczną melodię, wiatr delikatnie muskał włosy, a zapach słonej wody łączył wszystkie elementy otaczającej ich przyrody, dzień ten, choć ewidentnie zapowiadający się znakomicie, miał być dla młodego, podróżującego królewicza... dziwnym zaskoczeniem.
Niekiedy zdarza się, że los płata nam figle, a niekiedy najzwyczajniej dochodzi do porażek, gdzie zawiodła ludzka ręka. W tymże przypadku był to kierujący statkiem, grubaśny mężczyzna, który uprzedniej nocy zachlał się na tyle, że dziś ledwo, co ledwo komunikował. A choć poruszanie się przy brzegu nie sprawiało mu większego problemu, tak cumowanie statku do doku... nie wyszło. Wielka, drewniana konstrukcja, która przez niemalże trzy dni wiozła ze sobą Arryna, pieprznęła z wielkim impetem o wzmocnioną portową odnogę. Stary najebany próbował resztką swych sił, wytężając ostatnie niepodchmielone komórki do pracy, wybrnąć z sytuacji, lecz na nic zdały się jego wysiłki, gdy przez wielką dziurę na samym dole zaczęła drastycznie przelewać się woda. Statek szedł na dno, lecz był już przy dokach, toteż załoga nie miała najmniejszego problemu z przeskoczeniem, w tym Finrod oraz jego towarzysze.
Odchodząc nieco głębiej, by poczuć przede wszystkim bezpieczeństwo wyrażone pewnym, twardym gruntem pod nogami, mogli zobaczyć, jak coś niesamowicie drogiego, może pójść na dno równie szybko. Właściwie mogłoby się wydawać, że to tyle z dzisiejszych niespodzianek. Niestety jedną z nich zaplanował sobie również zakapturzony jegomość, korzystając z chaosu, który wywołało topienie się okrętu. Zwinną ręką wyrwał torbę z pieniędzmi, która była jednym z wyposażenia królewicza. Ze zdobyczą w swych dłoniach, uśmiechem chytrym na ustach, cmokał i biegł. A bogowie lubią karać grzeszników. Chwila moment, jak nie pierdyknął z impetem, potykając się o dziurę w deskach. Upadł skroniami na skrzynię, a dokładniej na jej kant. Rozbił czaszkę, wypuścił mieszek, po czym jego ciało onieprzytomniało, a następnie zsunęło się do wody. Szczęśliwie nie tylko torebka Finroda, a nawet jedna, która należała do właściciela, a w których było złoto odbiły się od ściany skrzyni i uderzyły o podłogę. Nieszczęściem część złota uskoczyła do góry, wprost do morskich fal. Bądź, co bądź, gdy okradziony podbiegł i pozbierał, co jego, okazało się, po dokładniejszym przeliczeniu, iż naliczył czterdzieści dwie, złote monety za dużo.
Szept.
Mistrz Gry- Liczba postów : 9639
Data dołączenia : 20/11/2017
Biszkopt na Arbor
04/12/11PZ
Po zakończonych wielkim sukcesem negocjacjach w Lannisporcie okręt o wdzięcznym imieniu "Biała Lwica" ponownie pożeglował na południe. Czemu nie parła dalej na północ? Cóż, dobrego towaru na Żelazne Wyspy nie miała, a poza tym wiedziała, że sami ich mieszkańcy daleko w morze się wyprawiają. W dodatku mogła już z Żelaznymi Ludźmi walczyć w Dorne, więc nie miała czego tam szukać również pod tym względem. Dalej były natomiast mroźne pustkowia bez żadnego większego portu. Lepiej było zawracać i płynąć ku pięknemu Essos!
Najpierw jednak karaka Daelli zawinęła do portu Vinetown na Arbor, aby uzupełnić zapasy żywności. Miała nadzieję, że w tej urodzajnej krainie uda jej się dokonać zakupu za dobrą, niską cenę. W końcu z pewnością mieli nadwyżki wszelkiego rodzaju zbóż, owoców i innych produktów rolnych. Wykorzystała również okazję, aby rozejrzeć się za okrętami kupieckimi płynącymi na wschód. Chciała zaoferować im ochronę potężnej karaki z załogą weteranów na trasie do Lys - i dalej do Volantis jeżeli tam by zmierzali - w zamian za drobną opłatę.
Biszkopt- Liczba postów : 30
Data dołączenia : 20/04/2020
Re: Port
Ponowne obranie kierunku południowego wydawało się a nawet na pewno było dość rozsądnym ruchem. Oczywiście ponoć Żelaźni Ludzie byli aktualnie bardziej otwarci na handle, ale też i nie dało się nie zauważyć, iż w kierunku przeciwnym do Żelaznych Wysp czeka więcej okazji. Tak więc tym sposobem ona i jej wierne towarzyszki oraz dostojna a wdzięczna "Biała Lwica" znalazły się na wyspie Arbor, skąd pochodziło najsłynniejsze w Westeros wino a przynajmniej lokalni tak twierdzili. Ba, twierdzili, że najlepsze na świecie! Oczywiście to kwestia gustu, ale patrząc na to jaką dobrodziejką jest tutaj ziemia oraz na kultywowaną od dawna tradycję winiarską, należało im oddać to, że mają się czym pochwalić.
Zakup zapasów się powiódł, choć nawet jak na lokalną obfitość towaru chciała całkiem sporej zniżki. Kupiec prawie do końca nie był przekonany co do tego, czy winien ustąpić, ale w końcu udało się nakłonić go do przyjęcia oferowanego układu i tak oto nabyła pożywienie dla swych. Gorzej było z szukaniem okazji do zarobku... Prawdę powiedziawszy to wojna niektórym handlarzom sprzyjała a innym już nie. Lokalni mieli chyba trochę obaw co do pływania u wybrzeży Dorne. Spotkała także trochę ludzi z bliższych jej rodzinnym stronom okolic, ale żaden nie był zainteresowany dodatkową ochroną. W sumie nie takie to dziwne... Jak kogoś stać, to raczej ma ochronę. Jak nie stać, to właśnie nie stać. No i ochrona musi się jeszcze opłacać a ona i jej ludzie wyglądali na cholernie drogich. Czy można było z tym coś zrobić? Może. Do pomysłowych świat należy.
Zakup zapasów się powiódł, choć nawet jak na lokalną obfitość towaru chciała całkiem sporej zniżki. Kupiec prawie do końca nie był przekonany co do tego, czy winien ustąpić, ale w końcu udało się nakłonić go do przyjęcia oferowanego układu i tak oto nabyła pożywienie dla swych. Gorzej było z szukaniem okazji do zarobku... Prawdę powiedziawszy to wojna niektórym handlarzom sprzyjała a innym już nie. Lokalni mieli chyba trochę obaw co do pływania u wybrzeży Dorne. Spotkała także trochę ludzi z bliższych jej rodzinnym stronom okolic, ale żaden nie był zainteresowany dodatkową ochroną. W sumie nie takie to dziwne... Jak kogoś stać, to raczej ma ochronę. Jak nie stać, to właśnie nie stać. No i ochrona musi się jeszcze opłacać a ona i jej ludzie wyglądali na cholernie drogich. Czy można było z tym coś zrobić? Może. Do pomysłowych świat należy.
Wujas
Mistrz Gry- Liczba postów : 9639
Data dołączenia : 20/11/2017
Legends of Westeros :: Hyde Park :: Reach :: Arbor :: Vinetown
Strona 1 z 1
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|