Jadalnia

Po załatwieniu spraw w Wieży Arthur udał się do jadalni. Napracował się więc miska czegoś ciepłego należała mu się jak psu buda.
Usiadł jak zwykle ze swoimi najlepszymi ludźmi. Po chwili podano gulasz. Kiedyś nazywany baranim. Nazwę musiał wymyślić jakiś idiota, gdyż nie było tam żadnej baraniny. Nigdy. Był za to rzepa. Zawsze. Były też inne warzywa, różne i w różnej ilości. Jedynie rzepy było zawsze tyle samo. Za dużo.
W Icemarku nie było "baranich gulaszów" i "zup mięsnych". Te nazwy tylko irytowały, za użycie ich groził osobisty trening z Westfordem oraz czyszczenie latryn.
Była zupa z rzepy i gulasz warzywny.
-Postanowiłem wyruszyć na wschód - oznajmił siedzącym przy stole - odwiedzę wszystkie zamki po drodze i zbiorę informacje czego potrzebują. We Wschodniej Strażnicy wsiądziemy na statek i popłyniemy do Pentos. Może szczęście dopisze i trafi się turniej. Któryś z tych młodych Blackfyrów urodził się chyba w pierwszym czy drugim księżycu. Może zorganizują z tej okazji jakiś turniej.
Gerold, który mógł mieć dokładniejsze informacje o datach narodzin Królewskiej rodziny kiwnął tylko głową, potwierdzając że ktoś może obchodzić dzień imienia. Nie udzielił jednak dokładniejszej informacji, skoro żadne pytanie nie padło.
-Jak nie będzie turnieju, zostaną prośby oraz zakłady. Kiedyś było trudniej. Teraz czy to walka, czy wyścigi, jeśli uda się znaleźć kogoś chętnego do rywalizacji zakłady powinny być przeciwko jakiemuś siwemu starcowi - przeczesał włosy palcami - może się coś na tym wygra.
Nagle zamilkł. Usłyszał jak jeden ze zwiadowców opowiada rekrutom jakieś bzdury.
-Musimy zabijać dzikich, bo oni oddają cześć Innym. Zresztą nie tylko cześć, oddają im też swoje kobiety - powiedział zwiadowca i oblizał wargi. Miny słuchających początkowo mu się podobały, po chwili jednak stwierdził, że jest coś z nimi nie tak...
-Z opowieści tego durnia możecie się jedynie dowiedzieć, że ma dziwne fantazje odnośnie dzikich kobiet. - powiedział stojący teraz za nim Westford - To co gadał to bzdury. Dzicy nie czczą Innych. Tak naprawdę się ich boją i to dużo bardziej niż my. Nie bez powodu. My mamy Mur, a na nim Nocną Straż, która chroni Siedem Królestw. Ich nic nie chroni. - oznajmił - Dzicy to normalni ludzie. Różnią się od nas tym, że my mamy dobre zbroje i broń ze stali, a oni broń z kości, albo brązu, a zamiast pancerzy skóry. Nie mają też praktycznie konnicy, co daje nam dużą przewagę. - pouczył - Nie wolno ich jednak lekceważyć. Od małego wszyscy uczą się walczyć i polować. Nawet ich kobiety umieją walczyć lepiej niż wy. Jeśli nie przejdziecie odpowiedniego treningu nie pomoże wam ani lepszy oręż ani zbroja. Co gorsza, jeśli przegracie, dzicy zabiorą całe wasze wyposażenie i pozostali Bracia będą musieli walczyć z dzikimi wyekwipowanymi tak samo dobrze - zakończył i wrócił na swoje miejsce. Nic już więcej nie mówił, dokończył posiłek po czy wyszedł z jadalni. Najwyższa pora udać się do siebie i odpocząć. Jutro mieli wyruszyć, a walka z osiemdziesięcioma ludźmi była męcząca nawet dla niego.