Karczma "Tygrysia Skóra"

Gdy tylko jego rozmówca zaczął filozofować, Leonard niekontrolowanie wyłączył się z rozmowy. Poruszał jedynie lekko głową w przód i tył, chcąc pokazać, że się w pełni zgadza ze swoim rozmówcą. I to nie tak, że Redfort go ignorował czy był głupi, po prostu filozofowanie nie było czymś co lubił. Naturalnie czasami sam mógł podzielić się jakąś mądrością, ale raczej wysnutą z doświadczenia swego lub cudzego.
-Chyba tak.. - odpowiedział machinalnie na zakończenie tematu. -Tak też słyszałem, że Qarth czy Asshai, a nawet Gogossos, no ale na razie moje kroki tam nie zmierzają, więc staram się po drodze do Valyrii znaleźć kogoś wartego uwagi. - wyjaśnił, w dalekiej przyszłości może i miał zamiar udać się do tych miast, ale nie dopóki nie odzyska swego domu z rąk podłego brata.

Po zasiąsciu do stolika, sam również zamówił jakiś delikatny alkohol, ale też jakieś niewielkie przekąski, co by zagryźć smak pokładowego jadła.
-Nie, nie chodzi mi o kuglarzy! - powiedział nieco ostrzej, żeby naprostować temat. -Chodzi mi o prawdziwą moc, taką jaką dysponują prawdziwi czarnoksiężnicy. - dodał, a gdy Gerold powiedział, że zna kilka innych, ciekawych rzeczy, Leonard nachylił się do niego wyczekując, że ten rozwinie temat.

- Mam bardzo silną wolę i jeśli uznałbym, że gra nie jest warta świeczki, nie podjąłbym ryzyka. Nie ma co, życie jest zbyt dobre, żeby sobie je marnować. Jeśli nie pan, może ktoś inny uchyli mi rąbka tajemnicy i opowie mi o tych paktach. - podsumował, nie zamierzając nalegać, wszak nie sądził, że uda mu się go przekonać do czegokolwiek, wszak nie był zbyt charyzmatycznym człowiekiem.
- Ano można, ale między trupami będą leżeć ich złote ozdoby. A jestem pewien, że ocalały jakieś piwnice, czy tajne skrytki. Mamy odpowiednich ludzi, którzy bez problemu zajmą się odgruzowywaniem i szukaniem skarbów, poza pyłem i żarem, prawdopodobnie nie ma żadnych zagrożeń. - wyjaśnił. - A jeśli nic nie znajdziemy, to nic nie stracimy, bo ta, choć się dopiero co zaczęła, była dla mnie już bardzo obfita i pouczająca. - dodał, po czym zaczął powoli pałaszować przyniesione mu danie. Jedzenie czegoś, co w końcu nie było przyrządzone na statku, było dla niego bardzo dobre, mógł wszak w ten sposób odpocząć. Przez myśl mu przyszło, że powinien zrobić jakieś małe zapasy świeżego jedzenia na dalsze dni morskiej żeglugi. W tym samym momencie przypomniał sobie, że dobrze by było złożyć zamówienie na materiały budownicze, żeby na miejscu postawić jakieś fortyfikacje.
- To ten, zabieramy ludzi, którzy mogą jakoś wzbogacić naszą wyprawę — jeśli chce Pan płynąć, to proszę powiedzieć, w czym się specjalizujesz? Medycyna, inżynieria, może wojaczka?

Zdaniem Leonarda, posiadał bardzo silną wolę, w końcu od tak dawna podąża za swoimi celami i zawsze je wypełnia, lub przynajmniej zbliża się na odpowiedni poziom, żeby później tego dokonać. Czy mógłby zostać zwiedziony przez jakieś czarty, tylko po to, żeby dostać potrzebą mu moc? Prawdopodobnie tak, ale nie omieszkałby zakpić z takiego, gdyby zobaczył ku temu jakąś szansę. Nic nigdy nie słyszał jednak o żadnych demonach, czy diabłach, więc nie mógł się wypowiedzieć na ten temat zbyt szczegółowo.
- Ależ jest! Poza tym, że będziemy szukać złota i innych skarbów, to jestem w trakcie pisania pracy naukowej na temat całej wyprawy. Mam zamiar wykonać cały opis tamtejszych włości w chwili obecnej, opisać wszystkie rzeczy, a jeśli coś tam przeżyło, spróbować to jakoś opisać. Oczywiście, opublikowane zostanie, gdy tylko uda nam się stamtąd zabrać co tylko znajdziemy, żeby nie robić sobie konkurencji. - wyjaśnił, nie był może zbyt inteligentny, nie był alfą i omegą, ale na pewno miał ambicję i cel, napisania kiedyś jakiegoś ważnego traktatu. Po wysłuchaniu tego, co Gerold może wnieść do wyprawy, Leonard postanowił zgodzić się na jego udział, zwłaszcza po małym przedstawieniu ze smokiem.
- Heh, też tak umiem. Ale to znaczy, że nie myliłem się co do Pana, od samego początku przeczuwałem, że i pan umie co nieco. W każdym razie jestem skłonny Pana zatrudnić. Co do przedsięwzięcia, nie ja je zorganizowałem, tylko lord Grafton, który jest tu ze mną. Ja jednak, na własną rękę zatrudniam ludzi, bo dostaję odpowiednią część znalezionych skarbów zgodną z moim wkładem w wyprawę. A co mogę zaoferować? Na pewno dużo złota z tego, co znajdziemy na miejscu, może jakieś manuskrypty, którymi moglibyśmy się podzielić, a także inne skarby, o których teraz nawet nie jesteśmy w stanie pomyśleć. Wszystko jednak z głową. - oznajmił, ale zaraz miał jeszcze jedną rzecz do omówienia.
- Poza Ognikami, to umie Pan coś jeszcze?

Leonard zaczął się zastanawiać, nad właśnie zasłyszanymi informacjami, przestraszył się nawet trochę, że może właśnie znalazł sobie konkurenta w pisaniu.
- Kronika? Mówi Pan o ciekawych rzeczach, mam nadzieję, że gdy już się zaokrętujemy na statki, opowie mi Pan co nieco. A i ten skoro Pan również jest autorem, to liczę na owocną współpracę, może uda nam się nawzajem sobie jakoś pomóc. - oznajmił, mieć przy pisaniu pracy pomoc kogoś obeznanego w świecie zawsze była przydatna, a Gerold mógł za to pomóc z jakimiś naukowymi sprawami.
- Umowa brzmi bardzo dobrze, ale mam nadzieję, że jak okażę się wartym uwagi uczniem, to nie zakończy Pan tej współpracy po tygodniu żeglugi do Volantis. - dodał i się uśmiechnął, popijając ze swojego kufla.
- Wypływamy za tydzień, proszę pytać o flotę z Gulltown, a potem o lorda Redforta, jeśli mi się uad wynająć w Lys karaki, zaokrętuje Pana na własnych statkach, wraz z Pańskimi ludźmi. - powiedział i wstał z krzesła. - W takim razie do jutra, ja się będę już zbierał, bo mam kilka spraw do załatwienia na mieście. - pożegnał się i udał na krótką przechadzkę, którą zakończył na arenie, gdzie dnia następnego - już po spotkaniu z Goldbergiem - pojedynkował się z pewnym Valyrianinem.