Dziedziniec Sunhouse
Re: Dziedziniec Sunhouse
10/07/8 PP
Raymund chciał wyruszyć do Sunhouse jak najszybciej, chcąc załatwić sprawy jak najszybciej, a jednocześnie nie nadużywać zbytnio gościnności króla Desmonda. Uznał jednak, że powinien dać swoim ludziom nieco czasu na odpoczynek w ludzkich warunkach, sam przez lata nawykł do siodła i w pewnym stopniu wystarczał mu odpoczynek w drodze, czy to pod gołym niebem czy pod dachem okazyjnej gospody lub u gościnnego władyki. Gdy miał wybór, wolał jednak podróżować z przynajmniej względnie zadowolonymi ludźmi. Dzień po pierwszej nocy w Wysokiej Wieży Raymund dał swoim ludziom dzień na odpoczynek, sam sprawdzając zapasy, które powinny im jeszcze starczyć na jakiś czas. Chciał i sobie dać nieco oddechu, lecz ciężko odpoczywało mu się nie pracując. W końcu z samego rana następnego dnia, jeśli dostępny był już przewodnik do Sunhouse, Raymund i jego świta ruszyli konno do lorda Cuy'a wraz z kilkoma beczkami miodu w ramach skromnego podarunku. Reyne miał plan wykorzystywać pół doby na drogę, a resztę na sen i popas, ani nie śpiesząc się zbytecznie, ani się nie ociągając. Liczył że z pomocą przewodnika uda mu się dojechać do domeny Andala bez zwłoki.
Raymund Reyne- Liczba postów : 39
Data dołączenia : 26/03/2023
Re: Dziedziniec Sunhouse
Przewodnik z Wysokiej Wieży, jeden z zamkowych zbrojnych, nie miał najmniejszego problemu z poprowadzeniem ludzi z Zachodu jedną z najkrótszych dróg ku Sunhouse. Po drodze ludzie z Castamere zobaczyć mogli początki andalskiego osadnictwa - powstające wioski, wycinane lasy, orane pola i wyrastające w górę świątynie o siedmiu ścianach, w których przybysze czcili swoich Nowych Bogów. Podobny, acz bardziej intensywny widok, zastać mieli w miejscu docelowym.
Do siedziby Cuy'a przybyli późnym popołudniem, kiedy ludzie wciąż pogrążeni byli w pracy. Ta trwała zarówno w miasteczku pod zamkiem, gdzie stała już garść domostw oraz prosta przystań, a kolejne wznoszone były przez tłoczących się wokół - chociaż zdecydowanie nie tak jak w Lannisporcie czy Starym Mieście - i pracujących w pocie czoła ludzi. Kolejne kilka tuzinów prostaczków pracowało nad rosnącymi murami lordowskiej siedziby oraz kamiennym donżonem, który, w przeciwieństwie do innych jakie Reyne widział do tej pory, wznoszony był na planie koła. Dziwni ci Andalowie. Czyżby nie wiedzieli, że kwadrat to najsolidniejsza figura, a koło to się najwyżej toczy?
Kiedy podróżni, zmęczeni intensywniejszą drogą, zbliżyli się do bramy, człowiek ze Starego Miasta wskazał wartownikom herb swego pana i wpuszczono ich do środka. Tam Raymund zobaczyć mógł, że wewnątrz, oparte o mury, stało na razie solidne domostwo ze zręcznie obrobionych drewnianych bali oraz trzy mniejsze budynki gospodarcze. Reszta zamku, jak widział z daleka, wciąż była w budowie. Wkrótce, zawołany przez wartowników, na powitanie gości wyszedł maester z Cytadeli rezydujący na miejscu.
- Witajcie, panowie! - zwrócił się do przybyszów w Starej Mowie. - Kimże jesteście i co sprowadza waszą zacną kompanię do Sunhouse?
Zbrojny Wysokiej Wieży, oszczędny w słowach, wyjaśnił maesterowi, że przywiódł do jego pana gości króla Desmonda pochodzących z Zachodu. Co do interesów jakie tutaj mieli, to wyjaśnienie tego zostawił Raymundowi. Sam nie wiedział i właściwie to nie był specjalnie ciekaw.
Do siedziby Cuy'a przybyli późnym popołudniem, kiedy ludzie wciąż pogrążeni byli w pracy. Ta trwała zarówno w miasteczku pod zamkiem, gdzie stała już garść domostw oraz prosta przystań, a kolejne wznoszone były przez tłoczących się wokół - chociaż zdecydowanie nie tak jak w Lannisporcie czy Starym Mieście - i pracujących w pocie czoła ludzi. Kolejne kilka tuzinów prostaczków pracowało nad rosnącymi murami lordowskiej siedziby oraz kamiennym donżonem, który, w przeciwieństwie do innych jakie Reyne widział do tej pory, wznoszony był na planie koła. Dziwni ci Andalowie. Czyżby nie wiedzieli, że kwadrat to najsolidniejsza figura, a koło to się najwyżej toczy?
Kiedy podróżni, zmęczeni intensywniejszą drogą, zbliżyli się do bramy, człowiek ze Starego Miasta wskazał wartownikom herb swego pana i wpuszczono ich do środka. Tam Raymund zobaczyć mógł, że wewnątrz, oparte o mury, stało na razie solidne domostwo ze zręcznie obrobionych drewnianych bali oraz trzy mniejsze budynki gospodarcze. Reszta zamku, jak widział z daleka, wciąż była w budowie. Wkrótce, zawołany przez wartowników, na powitanie gości wyszedł maester z Cytadeli rezydujący na miejscu.
- Witajcie, panowie! - zwrócił się do przybyszów w Starej Mowie. - Kimże jesteście i co sprowadza waszą zacną kompanię do Sunhouse?
Zbrojny Wysokiej Wieży, oszczędny w słowach, wyjaśnił maesterowi, że przywiódł do jego pana gości króla Desmonda pochodzących z Zachodu. Co do interesów jakie tutaj mieli, to wyjaśnienie tego zostawił Raymundowi. Sam nie wiedział i właściwie to nie był specjalnie ciekaw.
Maester
Mistrz Gry- Liczba postów : 9650
Data dołączenia : 20/11/2017
Re: Dziedziniec Sunhouse
Musiał przyznać, że poddani lorda Cuy'a sprawiali wrażenie przedsiębiorczego i pracowitego ludu, nie szczędząc czasu i czyniąc sobie tę ziemię poddaną. Dobrze to rokowało, przynajmniej w kwestii pokojowego osadnictwa. Okrągły plan budowy donżonu był faktycznie zaskakujący, nie był pewien czy kiedykolwiek widział podobny, nie licząc pewnego podobieństwa do lordowskich wież. Cóż, o andalskim kamieniarstwie chodziły podobne pogłoski co o ich kowalstwie. Istotnie prezentowało się to faktycznie jakby nowi przybysze mogliby ich dużo nauczyć. Byle nie trafiali się oni bardziej podobni do owego "Ogara Wojownika" i zbliżonych do niego psychopatów znad wschodnich brzegów Westeros.
- Witaj, maesterze. - Odpowiedział na razie Raymund, po czym dał wyjaśnić zbrojnemu Hightower'ów wstęp wyjaśnienia ich wizyty. Gdy zbrojny powiedział, co wiedział, zbliżył się do niegdysiejszego rezydenta Cytadeli. - Nazywam się Raymund Reyne. Przybyłem złożyć pozdrowienia twemu panu i jego domownikom. Będąc w Starym Mieście zainteresowałem się wieściami o pokojowym, andalskim osadnictwie na tych ziemiach, postanowiłem więc przy okazji dowiedzieć się nieco więcej o słynnych przybyszach z Andalos i poznać nieco bliżej ich kulturę i zwyczaje, jeśli lord Cuy okaże się temu przychylny. - Uśmiechnął się, oszczędnie lecz uprzejmie. - Przywożę także skromny podarek w postaci beczek pitnego miodu z mojej ojczyzny na lordowski stół.
- Witaj, maesterze. - Odpowiedział na razie Raymund, po czym dał wyjaśnić zbrojnemu Hightower'ów wstęp wyjaśnienia ich wizyty. Gdy zbrojny powiedział, co wiedział, zbliżył się do niegdysiejszego rezydenta Cytadeli. - Nazywam się Raymund Reyne. Przybyłem złożyć pozdrowienia twemu panu i jego domownikom. Będąc w Starym Mieście zainteresowałem się wieściami o pokojowym, andalskim osadnictwie na tych ziemiach, postanowiłem więc przy okazji dowiedzieć się nieco więcej o słynnych przybyszach z Andalos i poznać nieco bliżej ich kulturę i zwyczaje, jeśli lord Cuy okaże się temu przychylny. - Uśmiechnął się, oszczędnie lecz uprzejmie. - Przywożę także skromny podarek w postaci beczek pitnego miodu z mojej ojczyzny na lordowski stół.
Raymund Reyne- Liczba postów : 39
Data dołączenia : 26/03/2023
Re: Dziedziniec Sunhouse
- Rozumiem.
Maester kiwnął głową, po czym przywołał trójkę parobków przy użyciu andalskiego języka. Brzmiał on nieco mniej szorstko niż Stara Mowa.
- Możecie przekazać im beczki oraz swoje konie, panie - poinformował Raymunda i jego ludzi. - Pozwólcie tymczasem za mną do wielkiej sali. Sprawdzę czy mój pan będzie w stanie was podjąć.
Wielka sala, do której poprowadził Reyne'a maester, zajmowała większą część największego z ukończonych budynków z zamku, który rzucił się wcześniej w oczy gości. Tam uczony wskazał im miejsce na ławach przy długim stole, po czym poprosił o chwilę cierpliwości. W międzyczasie pojawiły się dwie dziewki, które przyniosły kufle i poczęstowały przybyszów mętnym piwem. Nie było jednak mowy o rozmowie, ponieważ nie znały one za grosz Starej Mowy.
Kilkanaście minut, przynajmniej, minęło zanim maester powrócił, a tuż za nim kroczył kolejny mężczyzna. Krąglejszy jegomość średniego wzrostu, o płowych włosach sięgających ramion i zadbanej brodzie ukrywającej szyję oraz drugi podbródek. Odziany był w długą lnianą tunikę sięgająca kolan, barwioną na kolor ciemnego błękitu i posiadającą żółte akcenty. Kolory jego rodu. Przy biodrze przypasany miał miecz, którego głowica ozdobnie ukształtowana była na kształt słoneczników widniejących w herbie Cuy'ów.
- Pozwólcie mi zacni goście przedstawić mojego pana - lorda Branstona Cuy'a - powiedział maester, zwracając się do przybyszów w Starej Mowie, po czym wymieniając parę słów ze swoim seniorem. - Lord Cuy wita was serdecznie, jednak ubolewa nad tym, że nie będzie mógł odpowiednio ugościć was ze względu na okoliczności - przełożył słowa swego zwierzchnika, a rzeczonych okoliczności raczej nie trzeba było tłumaczyć. - Chętnie zasiądzie jednak z wami do stołu, albowiem niewątpliwie jesteście zmęczeni po podróży, a i dla jego domowników zbliża się pora posiłku po ciężkim dniu pracy.
Na razie raczyć się mogli jedynie piwem, jednak wkrótce na stół miało trafić i jadło...
(z/t - do Wielkiej Sali)
Maester kiwnął głową, po czym przywołał trójkę parobków przy użyciu andalskiego języka. Brzmiał on nieco mniej szorstko niż Stara Mowa.
- Możecie przekazać im beczki oraz swoje konie, panie - poinformował Raymunda i jego ludzi. - Pozwólcie tymczasem za mną do wielkiej sali. Sprawdzę czy mój pan będzie w stanie was podjąć.
Wielka sala, do której poprowadził Reyne'a maester, zajmowała większą część największego z ukończonych budynków z zamku, który rzucił się wcześniej w oczy gości. Tam uczony wskazał im miejsce na ławach przy długim stole, po czym poprosił o chwilę cierpliwości. W międzyczasie pojawiły się dwie dziewki, które przyniosły kufle i poczęstowały przybyszów mętnym piwem. Nie było jednak mowy o rozmowie, ponieważ nie znały one za grosz Starej Mowy.
Kilkanaście minut, przynajmniej, minęło zanim maester powrócił, a tuż za nim kroczył kolejny mężczyzna. Krąglejszy jegomość średniego wzrostu, o płowych włosach sięgających ramion i zadbanej brodzie ukrywającej szyję oraz drugi podbródek. Odziany był w długą lnianą tunikę sięgająca kolan, barwioną na kolor ciemnego błękitu i posiadającą żółte akcenty. Kolory jego rodu. Przy biodrze przypasany miał miecz, którego głowica ozdobnie ukształtowana była na kształt słoneczników widniejących w herbie Cuy'ów.
- Pozwólcie mi zacni goście przedstawić mojego pana - lorda Branstona Cuy'a - powiedział maester, zwracając się do przybyszów w Starej Mowie, po czym wymieniając parę słów ze swoim seniorem. - Lord Cuy wita was serdecznie, jednak ubolewa nad tym, że nie będzie mógł odpowiednio ugościć was ze względu na okoliczności - przełożył słowa swego zwierzchnika, a rzeczonych okoliczności raczej nie trzeba było tłumaczyć. - Chętnie zasiądzie jednak z wami do stołu, albowiem niewątpliwie jesteście zmęczeni po podróży, a i dla jego domowników zbliża się pora posiłku po ciężkim dniu pracy.
Na razie raczyć się mogli jedynie piwem, jednak wkrótce na stół miało trafić i jadło...
(z/t - do Wielkiej Sali)
Maester
Mistrz Gry- Liczba postów : 9650
Data dołączenia : 20/11/2017
Legends of Westeros :: Westeros :: Reach :: Cuy :: Sunhouse
Strona 1 z 1
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|