Brama Haystack Hall

Zaczęliśmy się zblizać do Haystack Hall, osobiście nigdy tu nie byłem, jedynie mijałem ten zamek. Nie wzbudzał we mnie wielkiego zachwyty, wychowałem się na Północy, gdzie fortyfikacje były inne, sama Wyspa Niedźwiedzia nigdy nie była najbardziej prosperującym członkiem Królestwa Północy, więc też nie było mowy o jakimś wielkim zamku. Ten zdecydowanie jest większy jednakże podróżowałem już przez większość znanego nam świata, dlatego uważałem tą budowle za co najwyżej skromną w porównaniu do innych które widziałem.
Ciężko mi jest odnaleźć się w nowej roli, jednakże głupiec by tylko nie wykorzystał sytuacji, może uda się stworzyć coś ciekawego z tą zgrają ludzi.
Mam nadzieję, że spełnię ich oczekiwania wobec naszej kompanii oraz swoje. Nigdy nie byłem wychowywany na kogoś kto miał rządzić.
Po zbliżeniu się do bram zamku i po zatrzymaniu mnie przez straż rzekłem:
-Witajcie, nazywam się Jeremiah Mormont, przybywam tu z polecenia Bujnej Brody Rudgera, słyszałem, że macie problem z rozbójnikami. Możliwe, że jestem w stanie rozwiązać wasz problem, dlatego chciałbym się spotkać z waszym Panem.
Oczekiwałem reakcji straży. Jeśli prawdą jest to co powiedział Rudger powinni zachować się inaczej niż strażnicy Wyl. Pewności nigdy nie ma, jeśli są rzeczywiście nękani przez rozbójników, mogą też być nieufni.
Jednakże przybyliśmy tu tylko we 2, nawet jeśli byśmy chcieli coś zrobić, to nie zagrozimy im.
Mam nadzieję, że wszystko przebiegnie pomyślnie, potrzebuje jakiegoś sukcesu, a jeszcze bardziej zajęcia dla moich ludzi i pieniędzy.

Strażnicy pod bramą nigdy nie słyszeli o żadnym Rudgerze, jednak najemnicy chcący pokonać bandę, która ostatnio uprzykrzała im życie była na rękę. Jeden ze strażników odprowadził go do zarządcy, który miał zajmować się interesantami - różnych kwestii - pochodzącymi z mniejszych rodów, czy też ludzi, którzy mieli zająć się jakąś pracą.
- Ser Mormont. - powitał go mężczyzna, nie do końca wiedząc czy osoba przed nim stojąca była rycerzem czy też nie. - Postanowił więc Pan... zająć się naszym problemem z bandytami. - potwierdził powód jego przybycia i zaczął mu wykładać problem. - Przed rokiem na ziemiach lorda Fella zaczął grasować rycerz-rozbójnik Robert "krwawy" Hunt, który po roku pozostawania nieuchwytnym w końcu postanowił przenieść się gdzieś indziej... tutaj do nas. Ma swój przyczółek gdzieś w Królewskim Lesie i notorycznie napada na wioski lub podróżnych. Można go rozpoznać po hełmie z byczym porożem. - wyjaśnił, po czym przeszedł do kwestii nagrody. - Lord Fell nadal daje za jego pokonanie pięćdziesiąt złotych monet, sprawa nie uległa przedawnieniu, ale nasz lord Errol również daje kolejne pięćdziesiąt. Sto złotych monet to już nie mało pieniędzy, więc opłaca się. - powiedział i w sumie było to wszystko, należało jedynie ruszyć na polowanie.

Po większym odsapnięciu dotarłem z moimi ludźmi przed bramy Haystack Hall. Mam nadzieję, że nie trzeba się przedstawiać, mimo wszystko, jakby mieli mnie zapomnieć...
-Witajcie, nazywam się Jeremiah Mormont, przywódca Bękarcich Lwów, pogromca rozbójnika Krwawego Hunta... Jakbyście byli tak mili i przepuścili mnie, lub zaprowadzili do waszego zarządcy.
Rzekłem i dostosowałem się do ich instrukcji. Kiedy dotarłem przed obliczę wcześniej wspomnianego jegomościa rzekłem:
-Witaj, jak rzekłem tak się stało. Krwawy Hunt nie żyje, tak samo jak jego banda. Przybyłem tutaj po nagrodę za jego śmierć, mam również jego hełm. Chciałbym zachować go na pamiątkę. Jeśli jednak wasz Lord chciałby go otrzymać nie widzę w tym problemu... Dziękuje również, za użyczenie swoich ludzi byli bardzo pomocni. Od wypłaty można odliczyć również konia i powóz, bardzo nam się przyda.
Po chwili jednak dodałem
-Jakby można również wysłać kruka Lordowi Fellowi, że pokonaliśmy owego bandytę i ktoś ode mnie przybędzie po zapłatę. Interesuje mnie również jeszcze parę kwestii. Mielibyście jeszcze coś, czym chcielibyście, abyśmy się zajęli? Słyszeliśmy, żeby lord Tarth również potrzebuje pomocy, ale póki jesteśmy tu na miejscu, to zawsze służymy pomocą... Dodatkowo jeśli nie byłoby to problemu to jeszcze chwilę pobędziemy w okolicy, aby trochę zagoić rany po tym starciu. Mam również pytanie od siebie... Jestem bratem Lorda Niedźwiedziej Wyspy, więc posiadam szlacheckie pochodzenie, jednakże los chciał, że nie było mi dane objąć tronu brata. Nie poszukuje może jakiś lord na Ziemiach Burzy męża dla swej córki?

-Dobrze, sprzedamy to uzbrojenie, nie mamy na tą chwile dostępu do kuźni, więc zgoda. Nie będę się przecież targował-rzekłem do zarządcy po czym spytałem-Słyszałem, że lord Tarthu ma jakieś problemy, że ktoś mu wyspę podpala, wiadomo może ile płaci za zajęcie się tym problemem? Podobno również lord Dondarrion płaci za patrolowanie jego ziem i odpieranie ataków Dornijczyków, tylko o jakich kwotach tam może być mowa? Pytam z ciekawości, bo zajęcie dla moich ludzi muszę znaleźć. Jeśli coś wiadomo, to lepiej spytać, jak nie to sam się wybiorę, albo ktoś ode mnie.
Po usłyszeniu odpowiedzi stwierdziłem, że raczej pora się zbierać, na poprzednie moje pytanie o jakiejś córce lorda nie odpowiedział, więc uważam, że sensu pytać się znowu nie ma. Rzekłem na odchodne:
-Dziękuje za wszystko, w razie czego będziemy jeszcze w okolicy jakby były potrzebne nasze usługi. Tymczasem.
Rzekłem po czym zabrałem się do z powrotem do obozu. Kiedy wróciliśmy wysłałem dwóch moich ludzi do lorda Fella po odebranie zapłaty, a sam zacząłem ćwiczyć przez tydzień siłę i precyzję przez tydzień po 8 godzin, aż nie nauczę się tego porządnie.
Jeśli nie uzyskałem odpowiedzi w temacie Tarthu i kwot żołdu od lorda Dondarriona wysłałem jakiś ludzi, aby wyprawili się i uzyskali potrzebne dla mnie informacje. Będą One pomocne, aby podjąć decyzję co dalej.


---