Wybrzeża Półwyspu Valyriańskiego
Strona 2 z 2 • Share
Strona 2 z 2 • 1, 2
Wybrzeża Półwyspu Valyriańskiego
First topic message reminder :
Szare i poszarpane wybrzeża zniszczonego Półwyspu Valyriańskiego, nad którymi niebo wciąż gorzeje czerwienią.
Mistrz Gry- Liczba postów : 9628
Data dołączenia : 20/11/2017
Re: Wybrzeża Półwyspu Valyriańskiego
Maester (Zew Przygody)
Mistrz Gry- Liczba postów : 9628
Data dołączenia : 20/11/2017
Re: Wybrzeża Półwyspu Valyriańskiego
05/12/11PZ - ranek
Rickard spał jak zabity. Cóż... Było blisko, a rzeczywiście byłby zabity. Ze snu wyrwał go jeden z żołnierzy.
- Panie - rzekł. - Dwóch z Letniaków wróciło na statek, nikogo więcej, nie widać na nich śladów ran czy walki - poinformował, a widać było, że to nie wszystko, ponieważ wydawał się zaniepokojony. - Tuż po ich przybyciu załoga zaczęła szykować okręt i zaraz chyba będziemy wypływać. Powinniśmy ich powstrzymać? Starzec i reszta nie wrócili, a ani marynarze, ani Letniacy nie odzywają się do nas choćby słowem.
Maester (Zew Przygody)
Mistrz Gry- Liczba postów : 9628
Data dołączenia : 20/11/2017
Re: Wybrzeża Półwyspu Valyriańskiego
Czyli na pewno nie został wykiwany a nawet mu zapłacono zgodnie z ustaleniami. Ciekawa sytuacja, zaprawdę osobliwa w chuj. Nie żeby narzekał, ale naprawdę gubił się w tym całym pomyleniu z poplątaniem. Wyglądało to teraz tak, jakby starzec, czy kim tam jeszcze był najemca, chciał tutaj zostać. Eee... Dobrze. Nie rozumiał, kto chciałby tutaj zostać ledwie w towarzstwie kilku osób, ale dobrze.
Dotąd płynęli z prądem. Mniej więcej... To znaczy poza walką czekali a rzeczy się działy. To i dobrze. Niech się dzieją. Skoro załoga się szykuje, to ich sprawa. Warto mieć ich na oku, ale niech płyną. Może tylko ich transportują. Może po powrocie do Volantis znów wrócą tutaj. Dotąd było dobrze a oni luj się znali, więc niech dalej będzie, jak ma być. Ta... Z kimś się o tym pogada a on zamierzał raczej popatrzeć na łupy. Czy ten najlepszy pasuje. No i jaką dokładnie ma zawartość skrzynia.
Dotąd płynęli z prądem. Mniej więcej... To znaczy poza walką czekali a rzeczy się działy. To i dobrze. Niech się dzieją. Skoro załoga się szykuje, to ich sprawa. Warto mieć ich na oku, ale niech płyną. Może tylko ich transportują. Może po powrocie do Volantis znów wrócą tutaj. Dotąd było dobrze a oni luj się znali, więc niech dalej będzie, jak ma być. Ta... Z kimś się o tym pogada a on zamierzał raczej popatrzeć na łupy. Czy ten najlepszy pasuje. No i jaką dokładnie ma zawartość skrzynia.
Rickard Tarth- Liczba postów : 390
Data dołączenia : 10/03/2020
Re: Wybrzeża Półwyspu Valyriańskiego
Żołnierz skinął głową i odszedł, aby powiadomić pozostałych. Mieli pozwolić załodze czynić co czynią, ale mieć ich na oku. W końcu wszystko to było, co najmniej, dziwne. Wkrótce do Rickarda przybyli również medycy, którzy pojawili się, aby wymienić jego opatrunki na świeże i oczyścić rany myryjskim ogniem. Już raz to uczynili, ale w obecnych warunkach lepiej było dmuchać na zimne. To samo uczynili z rannymi żołnierzami oraz rycerzami.
Do portu Volantis powrócić mieli późnym wieczorem siódmego dnia bieżącego księżyca. Do tego czasu Rickard powinien wypocząć i odzyskać chociaż trochę sił. Czy coś wydarzyło się po drodze? Nie. Poza tym, że płynęli z ponurą i milczącą załogą pozbawionych języków marynarzy oraz cichych Letniaków skrytych za maskami, to wszystko było w jak najlepszym porządku.
Do portu Volantis powrócić mieli późnym wieczorem siódmego dnia bieżącego księżyca. Do tego czasu Rickard powinien wypocząć i odzyskać chociaż trochę sił. Czy coś wydarzyło się po drodze? Nie. Poza tym, że płynęli z ponurą i milczącą załogą pozbawionych języków marynarzy oraz cichych Letniaków skrytych za maskami, to wszystko było w jak najlepszym porządku.
Maester (Zew Przygody)
Mistrz Gry- Liczba postów : 9628
Data dołączenia : 20/11/2017
Re: Wybrzeża Półwyspu Valyriańskiego
Czy był zainteresowany Letnikami w maskach i tym, co się stało? Tak... Łupy były zacne i budziły w nim iście dziecięce zainteresowanie, ale ten cały szajs wymagał wyjaśnień a przynajmniej jakieś próby konsultacji. Cóż, będzie okazja, gdy pójdzie informować o kościach. W końcu powinien opisać, co widział dla rzetelności relacji informacyjnej. No a ich intrygującego najemcę oraz załogę nie sposób w tym ominąć. Także ten...
Po powrocie chciał tylko zaznaczyć, że wrócił i może poprosić o pomoc pewnego specjalisty. Następnego dnia zaś poprosić o posłuchania, aby przedstawić znaleziska oraz poinformować o kościach. Może łeb pokazać... Ciekawe, czy dałoby się go jakoś jako ozdobę zmienić.
Po powrocie chciał tylko zaznaczyć, że wrócił i może poprosić o pomoc pewnego specjalisty. Następnego dnia zaś poprosić o posłuchania, aby przedstawić znaleziska oraz poinformować o kościach. Może łeb pokazać... Ciekawe, czy dałoby się go jakoś jako ozdobę zmienić.
Rickard Tarth- Liczba postów : 390
Data dołączenia : 10/03/2020
Re: Wybrzeża Półwyspu Valyriańskiego
24/01/12PZ
Zebrana przez Rickarda ekspedycja wyruszyła w drogę. Kierując się za wskazówkami Rickarda oraz jego marynarzy kierowali się ku strzaskanemu półwyspowi, tam, gdzie wcześniej zabrał Tartha tajemniczy starzec. Pogoda okazała się dla nich łaskawa i nie doświadczyli w drodze sztormu, jednak wody wokół Valyrii nawet bez dodatkowej pomocy sił przyrody były niebezpieczne. Karaka dotarła na miejsce i wciąż trzymała się na wodzie, jednak doznała obrażeń ze strony zdradzieckich prądów i ukrytych skał. Z pewnością po powrocie będzie ją czekało przynajmniej kilka dni w suchym doku.
Najbliższy dzień spożytkowany miał zostać na wypakowanie zapasów, wozów, zwierząt, narzędzi i wszystkich innych materiałów jakie ekspedycja ze sobą przywiozła. Na wybrzeżu nie widać było nic groźnego, a pierwsi ludzie na lądzie również nie podnosili żadnego alarmu i niczego nie dostrzegali. Jak na razie wyglądało na to, że rozładunek będzie przebiegać bez żadnych trudności poza tymi wynikającymi z uwarunkowań terenu.
Maester
Mistrz Gry- Liczba postów : 9628
Data dołączenia : 20/11/2017
Re: Wybrzeża Półwyspu Valyriańskiego
Cholera... Zapewne gdyby nie względnie ładna pogoda, to już by na dnie morza leżeli. Niemniej statek i tak był uszkodzony a to oznaczało dodatkowe, zapewne niemałe, koszty. Gdyby tylko jednak kosztami trzeba było się przejmować... Cóż to tam, raz stracisz a innym razem zarobisz. Zresztą, szkielet może okaże się łupem wartym zachodu - o ile jego robotnicy nie spartaczą prac wydobywczych. Kto wie... Chyba też nie znaleźli broni jeźdźca, który tam ze smokiem spadł. Jeśli takową miał przy sobie, to może spadła w pobliżu. Albo i nie. Mogła wypaść na długo, nim smok ostatecznie runął na ziemię.
Tak czy siak... Statek i przejmowanie się. Najbardziej dręczyło go zapytanie, czy zdołają powrócić do Volnatis. W końcu droga powrotna też będzie niebezpieczna, prawda? Trzeba było pomówić o tym z kapitanem.
No ale skoro już przybyli i rozładowywali się na lądzie... Trzeba było przeć dalej. On miał zamiar wziąć Roberta i dwóch zwiadowców, aby spojrzeć po okolicy. Wkładali żelastwo, bo i demony raczej nie będą się przed nimi kryły. Z tego zaś co pamiętał, te u brzegu występujące były dość słabe. Względem obserwacji, to szukali jakiś wyższych punktów, by dobrze okolicę widzieć.
Kaeten miał za zadanie przygotować przybrzeżny obóz, aby mogli przed jutrzejszym marszem wypocząć. Mieli trochę wozów i gotowych ostrokołów, więc coś względnie bezpiecznego bez kopania wałów powinno udać się zmajstrować.
Jeśli do kolejnego dnia wyprawa się nie posypała, to mieli wyruszać. w kierunku jaskini a tam im było trzeba rozłożyć obóz, o ile dotrą. Ustalony będzie, o ile ruszą, szyk marszowy. Tu zdawał się na przydzielonego mu kapitana i jego wiedzę. Zależało mu na bezpieczeństwie a nie prędkości. Na czujki miał tutaj swoich zaufanych towarzyszy i psy, no i oczywiście on sam też był dość spostrzegawczy.
Zwiady? Tak, zwiadowcy mieli obserwować teren a za eskortę mieli im towarzyszyć doświadczeni weterani, których najął.
Tak czy siak... Statek i przejmowanie się. Najbardziej dręczyło go zapytanie, czy zdołają powrócić do Volnatis. W końcu droga powrotna też będzie niebezpieczna, prawda? Trzeba było pomówić o tym z kapitanem.
No ale skoro już przybyli i rozładowywali się na lądzie... Trzeba było przeć dalej. On miał zamiar wziąć Roberta i dwóch zwiadowców, aby spojrzeć po okolicy. Wkładali żelastwo, bo i demony raczej nie będą się przed nimi kryły. Z tego zaś co pamiętał, te u brzegu występujące były dość słabe. Względem obserwacji, to szukali jakiś wyższych punktów, by dobrze okolicę widzieć.
Kaeten miał za zadanie przygotować przybrzeżny obóz, aby mogli przed jutrzejszym marszem wypocząć. Mieli trochę wozów i gotowych ostrokołów, więc coś względnie bezpiecznego bez kopania wałów powinno udać się zmajstrować.
Jeśli do kolejnego dnia wyprawa się nie posypała, to mieli wyruszać. w kierunku jaskini a tam im było trzeba rozłożyć obóz, o ile dotrą. Ustalony będzie, o ile ruszą, szyk marszowy. Tu zdawał się na przydzielonego mu kapitana i jego wiedzę. Zależało mu na bezpieczeństwie a nie prędkości. Na czujki miał tutaj swoich zaufanych towarzyszy i psy, no i oczywiście on sam też był dość spostrzegawczy.
Zwiady? Tak, zwiadowcy mieli obserwować teren a za eskortę mieli im towarzyszyć doświadczeni weterani, których najął.
- Rzeczy:
- Statek - pytania:
* Rick chciałby wiedzieć, czy istnieje duże ryzyko, że statek zatonie podczas powrotu do Volantis? Chciałby też wiedzieć, jak poważne są zniszczenia i, jeśli to wiadomo, na jaki koszt szacuje się naprawę? Poza tym czy na miejscu można jakieś prowizoryczne naprawy (kosztem zapasów np.) uczynić?;
* Jeśli kapitan ma jakieś sugestie, to też by go wysłuchał;
Brzeg-obóz:
* Oczywiście najpierw lądują wojacy i osłaniają prace;
* Kapitan rozkłada obóz. Można użyć wozów i ostrokołów, ale nie okopywać ich;
* W nocy gęsto warty. Czwarta część sił na nogach (zmianowo - kolejność można określić stanem zapisu z poprzedniego posta, od góry do dołu). Reszta spać ale w lekkim opancerzeniu i broń blisko;
* Zwierzęta mają być pilnowane;
* Rickard i Robert wyruszają na zwiad ze zwiadowcami. Rick trzyma hełm pod pachą, aby lepiej obserwować. Jak zwiadowcy chcą się poruszać szybciutko, to on i kompan mogą się ograniczyć do napierśników;
Rickard Tarth- Liczba postów : 390
Data dołączenia : 10/03/2020
Re: Wybrzeża Półwyspu Valyriańskiego
26/01/12PZ - okolice południa
Maester
Mistrz Gry- Liczba postów : 9628
Data dołączenia : 20/11/2017
Mistrz Gry- Liczba postów : 9628
Data dołączenia : 20/11/2017
Re: Wybrzeża Półwyspu Valyriańskiego
28/01/12PZ - późna noc
Maester
Mistrz Gry- Liczba postów : 9628
Data dołączenia : 20/11/2017
Re: Wybrzeża Półwyspu Valyriańskiego
Na tym przeklętym półwyspie miałby coś pójść bez komplikacji? Faktycznie, niedoczekanie! Cóż to jednak, niech i tak będzie! Bydle niemałe do nich przylazło i swoim rykiem zgubę im chyba zwiastować chciało. Też coś! Gdyby tylko paskuda widziała, w co się pcha! Takie coś zabił bodaj Aeron z kolegami. To i z Rickiem pewnie szanse by stwór miał, gdyby ten kazał zasłonić sobie oczy, związać ręce a broń podjął ustami. Chociaż nie... Wtedy też nie.
Śmichy chichy, ale coś uradzić trzeba, bo jeszcze im to wybije dziurę w fortyfikacjach. Rick większość nocy zamierzał na nogach być, więc całkiem możliwe, iż na sobie blachy miał. Jeśli jednak nie, natychmiast kazał je wkładać sobie. Mieli tutaj trochę wojowniczego chłopa, więc niechaj w razie co jemu i chłopakom pomogą.
Długo to być nie mogło, bo przecie w sposobieniu bojowym oni fachury a i większość gotowa pewnie była. Takoż... Gotowym będąc i kompanów mają ramię w ramię - ewentualnie któremu spóźnionemu w szykowaniu dałby później dojść -, łuk swój ze smoczej kości podjął i ruszał do boju, kapitanowi w wydawaniu rozkazów nie wadząc. Wszak i gdzie dwóch rozkazy dyktuje, tam finalnie chaos a nie posłuch.
Nadzieję miał, że staną u wejścia obozu, nim stwór w skuteczny zasięg łuków wlezie.
- Spróbuję podjąć tego przyjemniaczka, nim do wału przybieży. Szkód nam nie trzeba, ni wyłomów. Wy gotowi na więcej bądźcie i ze skorpionów mu dopieczcie, najlepiej w skrzydła. - Zakrzyknął względem kapitana, by jasność mieli, co się odczynia na polu walki. No i jeśli dowódca nie miał sprzeciwu, to Rick poprowadził kompanów zaraz za wejście do obozu i łukiem chciał porobić, za cel obierając jedyne bydle w okolicy.
- Ejże! Co wysokie jest na tuzin stóp i zaraz wpierdol obskoczy?! - Zakrzyknął, puszczając pierwszą strzałę. Celem jego było kupienie uwagi bydlęcia. - Tak jest! O tobie mówię, miśku kolorowy! - Zakrzyknął mu jeszcze. No i ogólnie plan był taki, że na spół ze skorpionami szył. Z dala od wejścia nie odchodzili, bo i mogło tego czy innego paskudztwa być więcej a i ten mógł miast Rickiem, obozem się zainteresować, na skrzydełkach tam choćby wlatując. W razie co trzeba było ratować sytuację.
Walkę miał zamiar podjąć pierwszy, uzbrojony w swój morgenstern i tarczę. Łuk na ten czas w sajdak by poszedł. Topór zaś z valyriańskiej stali by Robertowi dał, niech nim pomacha, bo i nie powinien się marnować za pętelką.
Śmichy chichy, ale coś uradzić trzeba, bo jeszcze im to wybije dziurę w fortyfikacjach. Rick większość nocy zamierzał na nogach być, więc całkiem możliwe, iż na sobie blachy miał. Jeśli jednak nie, natychmiast kazał je wkładać sobie. Mieli tutaj trochę wojowniczego chłopa, więc niechaj w razie co jemu i chłopakom pomogą.
Długo to być nie mogło, bo przecie w sposobieniu bojowym oni fachury a i większość gotowa pewnie była. Takoż... Gotowym będąc i kompanów mają ramię w ramię - ewentualnie któremu spóźnionemu w szykowaniu dałby później dojść -, łuk swój ze smoczej kości podjął i ruszał do boju, kapitanowi w wydawaniu rozkazów nie wadząc. Wszak i gdzie dwóch rozkazy dyktuje, tam finalnie chaos a nie posłuch.
Nadzieję miał, że staną u wejścia obozu, nim stwór w skuteczny zasięg łuków wlezie.
- Spróbuję podjąć tego przyjemniaczka, nim do wału przybieży. Szkód nam nie trzeba, ni wyłomów. Wy gotowi na więcej bądźcie i ze skorpionów mu dopieczcie, najlepiej w skrzydła. - Zakrzyknął względem kapitana, by jasność mieli, co się odczynia na polu walki. No i jeśli dowódca nie miał sprzeciwu, to Rick poprowadził kompanów zaraz za wejście do obozu i łukiem chciał porobić, za cel obierając jedyne bydle w okolicy.
- Ejże! Co wysokie jest na tuzin stóp i zaraz wpierdol obskoczy?! - Zakrzyknął, puszczając pierwszą strzałę. Celem jego było kupienie uwagi bydlęcia. - Tak jest! O tobie mówię, miśku kolorowy! - Zakrzyknął mu jeszcze. No i ogólnie plan był taki, że na spół ze skorpionami szył. Z dala od wejścia nie odchodzili, bo i mogło tego czy innego paskudztwa być więcej a i ten mógł miast Rickiem, obozem się zainteresować, na skrzydełkach tam choćby wlatując. W razie co trzeba było ratować sytuację.
Walkę miał zamiar podjąć pierwszy, uzbrojony w swój morgenstern i tarczę. Łuk na ten czas w sajdak by poszedł. Topór zaś z valyriańskiej stali by Robertowi dał, niech nim pomacha, bo i nie powinien się marnować za pętelką.
Rickard Tarth- Liczba postów : 390
Data dołączenia : 10/03/2020
Re: Wybrzeża Półwyspu Valyriańskiego
Oto więc monstrum nadchodziło, a kapitan skinął Rickardowi głową. Jeżeli chciał zatrzymać to coś przed umocnieniami, to niech i tak będzie. Jemu mogło się to udać, zwłaszcza, jeżeli wcześniej zmienią to coś w jeża. Skorpiony wystrzeliły, Tarth wystrzelił, a kiedy tylko zasięg im pozwolił strzały spuścili także inni łucznicy. Część pocisków chybiła, część nie wbiła się w twardą skórę monstrum na tyle głęboko, aby zrobić mu krzywdę, ale wiele ugrzęzło głęboko w ciele. Potwór był jednak szybki, o wiele szybszy niż można by się spodziewać, i wkrótce był już praktycznie na ich progu.
Czas był na walkę w zwarciu. Robert, Cleos i Jaime rzucili oszczepami, acz nic to nie dało, dwa chybił, a jeden wbił się ledwo co i odpadł od stwora. Bestia zakręciła płomiennym biczem i uderzyła, smagając dwóch z towarzyszy Rickarda! Zaraz też stwór wyskoczył wysoko i kopnięciem potężnych nóg obalił Roberta na ziemią, po czym raz jeszcze zakręcił płomieniem uderzając, jednak tym razem wszyscy sprawnie osłonili się tarczami. Nadszedł czas na kontratak. Tarth uniósł morgenstern i rąbnął potężnie dwa razy w nogę stwora, który wyraźnie zaczął utykać. Jego kompanii skoczyli bić w ślad za nim, jednak potwór opędził się od nich wymachując biczem. Zaraz też użył swojej broni do kontrataku - osmalając tarcze Ricka i raniąc Cleosa. Płomień oślepił też na chwilę Tartha, którego pochwyciła w tym czasie za pierś druga z łap monstrum.
Stwór uniósł go nad ziemię i wbił w niego swoje płonące oczy, a rycerz poczuć mógł obcą wolę, która wciska się do jego mózgu niczym setki cienkich igieł. Trwało to ledwie sekundę, ale dłużyło się na niczym minuty... Mimo wszystko Rickard nie ustąpił, nie mógł pozwolić żeby jakieś ukłucie bólu zmieniło go w pacynkę czegoś takiego. Nagle, dziwne uczucie zniknęło, a stwór zmrużył zaskoczony oczy i warknął. Jego zaskoczenie dało jednak Tarthowi czas żeby zdzielić go orężem w ramię i opaść bezpiecznie na ziemię. Natychmiast monstrum machnęło swoją bronią, jednak nie w porę, aby coś jeszcze zdziałać. Rickard kolejny raz uderzył w uszkodzoną nogę, sprowadzając oponenta na kolana, po czym mocnym uderzeniem w łeb pozbył się zagrożenia.
Kiedy monstrum padło, Tarth zauważyć mógł, że w obozie panuje jakieś zamieszanie. Kiedy walka się rozpoczęła mniejsze pomioty zaatakowały z drugiej strony, czekając wcześniej na znak olbrzymiego przywódcy. Wartowników wzięły z zaskoczenia, jednak cały obóz był już na nogach i natarcie przyjęto z zadowalającą skutecznością. Ponieśli straty, jednak mogły być one o wiele, wiele większe.
Czas był na walkę w zwarciu. Robert, Cleos i Jaime rzucili oszczepami, acz nic to nie dało, dwa chybił, a jeden wbił się ledwo co i odpadł od stwora. Bestia zakręciła płomiennym biczem i uderzyła, smagając dwóch z towarzyszy Rickarda! Zaraz też stwór wyskoczył wysoko i kopnięciem potężnych nóg obalił Roberta na ziemią, po czym raz jeszcze zakręcił płomieniem uderzając, jednak tym razem wszyscy sprawnie osłonili się tarczami. Nadszedł czas na kontratak. Tarth uniósł morgenstern i rąbnął potężnie dwa razy w nogę stwora, który wyraźnie zaczął utykać. Jego kompanii skoczyli bić w ślad za nim, jednak potwór opędził się od nich wymachując biczem. Zaraz też użył swojej broni do kontrataku - osmalając tarcze Ricka i raniąc Cleosa. Płomień oślepił też na chwilę Tartha, którego pochwyciła w tym czasie za pierś druga z łap monstrum.
Stwór uniósł go nad ziemię i wbił w niego swoje płonące oczy, a rycerz poczuć mógł obcą wolę, która wciska się do jego mózgu niczym setki cienkich igieł. Trwało to ledwie sekundę, ale dłużyło się na niczym minuty... Mimo wszystko Rickard nie ustąpił, nie mógł pozwolić żeby jakieś ukłucie bólu zmieniło go w pacynkę czegoś takiego. Nagle, dziwne uczucie zniknęło, a stwór zmrużył zaskoczony oczy i warknął. Jego zaskoczenie dało jednak Tarthowi czas żeby zdzielić go orężem w ramię i opaść bezpiecznie na ziemię. Natychmiast monstrum machnęło swoją bronią, jednak nie w porę, aby coś jeszcze zdziałać. Rickard kolejny raz uderzył w uszkodzoną nogę, sprowadzając oponenta na kolana, po czym mocnym uderzeniem w łeb pozbył się zagrożenia.
Kiedy monstrum padło, Tarth zauważyć mógł, że w obozie panuje jakieś zamieszanie. Kiedy walka się rozpoczęła mniejsze pomioty zaatakowały z drugiej strony, czekając wcześniej na znak olbrzymiego przywódcy. Wartowników wzięły z zaskoczenia, jednak cały obóz był już na nogach i natarcie przyjęto z zadowalającą skutecznością. Ponieśli straty, jednak mogły być one o wiele, wiele większe.
Maester
Mistrz Gry- Liczba postów : 9628
Data dołączenia : 20/11/2017
Re: Wybrzeża Półwyspu Valyriańskiego
Walka była... Cóż, sam narobiłby się więcej i pewnikiem nawet odniósł jakieś rany. Jednakże miał przy boku towarzyszy a i ostrzał wcześniej pognębił demona, to i nie dziwota, że ów padł stosunkowo szybko i bez większych oporów. To dobrze, nie narobił problemów bydlak, nie przebił im się przez umocnienia. Być może dzięki temu, że podjęli go tutaj we czterech, reszta mogła skutecznie zająć się atakiem od drugiej strony. Znaczy, nie musieli dygać przed tą skrzydlatą kupą mięcha. Spryciarze w ogóle z tych demonów, chciały ich wychujać, wziąć w dupsko.
Zajmować się już nie było czym, więc po zaprowadzeniu kompanów do medyków i przyjęciu raportu odnośnie strat... No, Kapitan widział, co robić. Medycy takoż. Rannych zaś i demony trzeba było zutylizować, najlepiej w ogniu, poza obozem. Truchła nie były im na nic potrzebne. Oczywiście z pobitych nadal można było odzyskać ekwipaż, co i kazał uczynić.
Kiedy wszystko było już przykazane, wrócił do truchła demona. Znów rozpieprzył łeb. Kurwa, a chciał go sobie wziąć. Bo jak to wspomniał jego pan: "coś mieli z tymi głowami". Trudno, wziął więc tylko rogi z łba a reszta cholerstwa była do utylizacji. No, chyba, że demon miał coś cennego przy sobie. W to jednak Tarth szczerze wątpił. Coś mu się widziało, że z tej bitki tylko te rogi będzie miał. No szkoda.
W nocy czuwali. Rano do roboty na wykopaliska. Chciał by dokończono wydobywanie szkieletu a poza tym by też i okolicę wykopalisk cokolwiek przeszukać. I tutaj niewielkie widział szanse na to, że coś ciekawego znajdą, ale szkoda by było nie spróbować. Żadne to ruiny, co by dobrze rokowały, ale może dopisze choć troszkę szczęścia.
Zajmować się już nie było czym, więc po zaprowadzeniu kompanów do medyków i przyjęciu raportu odnośnie strat... No, Kapitan widział, co robić. Medycy takoż. Rannych zaś i demony trzeba było zutylizować, najlepiej w ogniu, poza obozem. Truchła nie były im na nic potrzebne. Oczywiście z pobitych nadal można było odzyskać ekwipaż, co i kazał uczynić.
Kiedy wszystko było już przykazane, wrócił do truchła demona. Znów rozpieprzył łeb. Kurwa, a chciał go sobie wziąć. Bo jak to wspomniał jego pan: "coś mieli z tymi głowami". Trudno, wziął więc tylko rogi z łba a reszta cholerstwa była do utylizacji. No, chyba, że demon miał coś cennego przy sobie. W to jednak Tarth szczerze wątpił. Coś mu się widziało, że z tej bitki tylko te rogi będzie miał. No szkoda.
W nocy czuwali. Rano do roboty na wykopaliska. Chciał by dokończono wydobywanie szkieletu a poza tym by też i okolicę wykopalisk cokolwiek przeszukać. I tutaj niewielkie widział szanse na to, że coś ciekawego znajdą, ale szkoda by było nie spróbować. Żadne to ruiny, co by dobrze rokowały, ale może dopisze choć troszkę szczęścia.
Rickard Tarth- Liczba postów : 390
Data dołączenia : 10/03/2020
Re: Wybrzeża Półwyspu Valyriańskiego
29/01/12PZ - 01/02/12PZ
Wielka bestia pokonana, wrażeń więcej brak. Kolejnego dnia bez problemów udało się dokończyć prace, pozostawało więc zwijać powoli obóz i wyruszać. W czasie drogi powrotnej ekspedycja była zaczepiana wiele razy przez małe grupki demonów, zazwyczaj po dwa lub trzy, z którymi bez problemów sobie radziła. Stwory były usuwane przez strzelców i machina, albo też przez samego Rickarda wraz z jego kompanami. Udało im się więc wrócić bez żadnych strat. Następnie należało poświęcić trochę czasu na załadunek wszystkiego z powrotem na okręty i wyruszać w drogę powrotną!
Tym razem okręt również trochę został uszkodzony, jednak były to ledwie drobne rysy w porównaniu z tym co spotkało ich podczas rejsu na półwysep. Najwyraźniej dane im będzie wrócić do domu bez komplikacji.
Mistrz Gry- Liczba postów : 9628
Data dołączenia : 20/11/2017
Strona 2 z 2 • 1, 2
Strona 2 z 2
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|