Legends of Westeros
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Przedpola Runestone

Go down

Przedpola Runestone Empty Przedpola Runestone

Pisanie  Thogg III Droghrim. Pią Wrz 13, 2019 7:17 pm

***
Thogg III Droghrim.
Thogg III Droghrim.

Liczba postów : 131
Data dołączenia : 26/12/2017

Powrót do góry Go down

Przedpola Runestone Empty Re: Przedpola Runestone

Pisanie  Thogg III Droghrim. Pią Wrz 13, 2019 7:50 pm

20 października 336 AC


Wojska prowadzone przez przyjaciela Thogga przybyły pod zamek kilka dni wcześniej. Ibbeński król nie wątpił, iż jego zastępca zadbał o odpowiednie przygotowanie obozu. Mimo to zaraz po przybyciu sprawdził zabezpieczenia obozu. Machiny oblężnicze powinny być już rozstawione i zabezpieczone wałami ziemnymi od strony warowni, oraz grupami spieszonych zbrojnych i łuczników. Cały obóz także powinien być otoczony wałem i płytkim rowem, zaś od strony morskiej obrońcy zamku mieli dostrzegać okręty gotowe do rozpoczęcia ostrzału. Oddziały konne powinny krążyć po okolicy i strzec bezpieczeństwa obozu przed niespodziewanym atakiem.
Kiedy zaś upewnił się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, wysłał pod wrota zamku dwóch ludzi. Ibbeńczyk odziany w pełen pancerz, z toporem i tarczą miał nieść wysoko nad głową proporzec, zaś towarzyszący mu człowiek miał znać wspólny i zaprosić włodarza Runestone do namiotu Thogga na rozmowy, oraz zapewnić o nietykalności wtenczas. Wystarczającą rękojmią dobrych zamiarów - jako tako - powinien być fakt, iż stojące od kilku dni wojska jeszcze nie zaatakowały, oraz iż nie nadchodziły żadne wieści o pogromach wśród poddanych Royce'ów.
Ponieważ nowy władca Doliny nie uznawał plugawych barw Siedmiu jako proporca pokoju, toteż postanowił wysłać swoich ludzi pod białym płótnem...
Thogg III Droghrim.
Thogg III Droghrim.

Liczba postów : 131
Data dołączenia : 26/12/2017

Powrót do góry Go down

Przedpola Runestone Empty Re: Przedpola Runestone

Pisanie  Vernon Royce. Sob Wrz 14, 2019 5:11 pm

Nadszedł ten dzień, kiedy armia krasnali doszła i do Runestone. Ten dzień musiał nadejść. Wojska Doliny z każdym dniem pokazywały, że nie będą stanowić żadnej trudności dla przybyszy zza morza. Nie było w tym z resztą nic dziwnego, gdyż tutaj pozostali sami starcy i zieloni, zaś silni i dorośli poszli z królem. Vernon tylko siedział w zamku i oczekiwał, kiedy i w swym domu rodzinnym zobaczy pół-ludzi. O armii dowiedział się z wyprzedzeniem, gdyż ziemie Royce'ów cały czas były patrolowane przez nieliczne i małe zwiady. Całe szczęście najeźdźcy przynajmniej nie mordowali pozostałych w wioskach ludzi.

Strażnicy dali mu znać, że został zaproszony do namiotu króla krasnali. Było to podejrzane. O czym mieliby rozmawiać? Dotychczasowe poczynania krasnali pokazywały jasno, że nienawidziły Doliniarzy. Vernon nie zamierzał jednak tchórzyć. Był teraz kasztelanem i najważniejszym człowiekiem w Runestone. Nie może okazywać lęku. Z resztą teraz ten strach nie był tak silny, jak by się tego spodziewał. Pozostała jedynie wola przeżycia. A nawet jeśli jest to zasadzka, to jego śmierć nic nie da krasnoludom. Pozostali ludzie w zamku wiedzą, że albo będą walczyć do upadłego, albo zostaną wyrżnięci. Posłańcy zostali poinformowani, że kasztelan zamku zgodził się na przybycie do namiotu ich króla

Royce założył ciężką zbroję, przepasał się swoim mieczem Strachem, i wziął ze sobą swoich dwóch zaprzysiężonych rycerzy. Wkrótce wyjechali samotrzeć na spotkanie króla krasnali.
Vernon Royce.
Vernon Royce.

Liczba postów : 13
Data dołączenia : 05/08/2018

Powrót do góry Go down

Przedpola Runestone Empty Re: Przedpola Runestone

Pisanie  Thogg III Droghrim. Sob Wrz 14, 2019 8:54 pm

Vernon idąc przez obóz - eskortowany przez czterech ibbeńczyków w ciężkich pancerzach z toporami i włochatymi tarczami - mógł dostrzec dziesiątki najemników, niskich ibbeńskich wojowników, kobiety dzierżące łuki, mnóstwo maszyn oblężniczych. W końcu same ogromne mamuty obleczone w pancerze i dźwigające w koszach różnoraki sprzęt, oraz ibbeńskich jeźdźców na dziwnych wierzchowcach ciut mniejszych od koni, lecz z rogami po środku głowy.
Do królewskiego namiotu przybyłych wprowadziło dwóch eskortujących ibbeńczyków. Pozostali dwaj stanęli przed wejściem, pilnując by nikt nie wszedł, ani nie wyszedł bez zgody Thogga. Przestąpiwszy "próg" Royce mógł dostrzec stojące opodal dwa stojaki na broń. Jeden był pusty, zaś o drugi oparto topory, młot, kilka mieczy i długi łuk.
- Bądźcie tak łaskawi panie i złóżcie wraz z towarzyszami broń na wolnym stojaku. - usłyszał głos niskiego, czarnobrodego mężczyzny odzianego w eleganckie szaty. Ów ibbeńczyk stał przed szerokim, długim stołem, przy którym zasiadało z górką dziesięć osób. Było tam trzech ludzkich mężczyzn wyglądających na najemników - być może dowódcy jakichś kompanii - smukła kobieta w dopasowanym skórzanym pancerzu i kilku brodatych ibbeńczyków - zapewne wyżsi dowódcy przybyłego ibbeńskiego władcy - przy czym żadne nie posiadało przy sobie broni. Uwagę jednak przyciągała siedząca w centralnej części stołu postać mężczyzny o długiej, splecionej w dwa warkocze ciemno brązowej brodzie, w prostym odzieniu i obszytym futrem płaszczu. Wysoki jak na ibbeńczyka mąż miał na głowie koronę ze złota i czarnego metalu. Czarnobrody mówca podszedł do nich i kontynuował. - Nikt poza Dziećmi Thogga nie ma prawa posiadać broni podczas oficjalnej rozmowy z Władcą KhazadDhûm. Pozwólcie mi to sprawdzić. Pokłońcie się i zasiądźcie do uczty, albowiem stoicie przed Boskim Królem pod Górą, Thoggiem Droghrimem, Demonem z Morosh i Zgubą Omberczyków. - czarnobrody cofnął się po wszystkim, wskazując dumnie wyprostowanego ibbeńczyka w koronie. Wspólny brodacza nie był zbyt czysty, acz młodzieniec bez problemu mógł zrozumieć jego słowa.
- Witajcie potomkowie Pierwszych Ludzi! Zasiądźcie i posilcie się wspólnie z nami, by nie strzępić języka po suchemu. - rzekł ibbeński władca w swoim twardym, chrapliwym i kompletnie niezrozumiałym dla Vernona języku, obszernym gestem wskazując stół i trzy krzesła stojące naprzeciw króla, po drugiej stronie stołu.
- Witajcie potomkowie Pierwszych Ludzi. Zasiądźcie i posilcie się wspólnie z nami, by nie strzępić języka po suchemu. - pospiesznie przetłumaczył czarnobrody i także wskazał puste krzesła, samemu zajmując to stojące za nim. Podchodząc do stołu, Royce mógł rozejrzeć się po obszernym namiocie. W jego wnętrzu znajdowało się jeszcze czterech ibbeńczyków, tym razem zakutych w pełne pancerze, z toporami zatkniętymi za pasy i włochatymi tarczami w rękach, oraz kilku chłopców - zapewne jakichś giermków - którzy stali przy beczkach, zapewne gotowi usługiwać ucztującym. Poza tym były tu różne skrzynie, łoże polowe, pękaty, żelazny piec w którym płonął ogień, dzięki czemu wnętrze namiotu było przyjemnie ciepłe. Natomiast za plecami króla kasztelan Runestone mógł dostrzec zdobny ciężki pancerz na stojaku i oparty o niego topór z przepięknej stali i stylistka zrobionego z kości, oraz włochatą tarczę w brązowo czerwonych barwach.
Na samym stole stały złote puchary, srebrne tace, gliniane dzbany i drewniane miski, półmiski i patery wypełnione pieczywem, owocami, gotowanymi warzywami i przeróżnymi wypiekami. Na srebrnej tacy wielkości porządnej tarczy wdzięczył się pieczony korpus owczy w asyście warzyw i pysznie pachnących przypraw, skąpany w sosie ziołowym. Z dzbanów zaś dobiegał go zapach zarówno czerwonego arborskiego, jak i dornijskiego wina, oraz rzecz jasna innych trunków, takich jak mocne, pszeniczne piwo.
Gdy tylko młody Royce zajął wskazane miejsce, ibbeński władca klasnął w ręce i roześmiał się tubalnie, chrapliwie, po czym zaczął mówić.
- Przodkowie moi radują się. - natychmiast zaczął przekładać czarnobrody. - Że nasze ludy ponownie po tylu wiekach wspólnie ucztują. Dawni królowie pod Górą wskazali mi tę drogę i powiedzieli jak nią podążyć. Tak tedy spotykamy się tutaj, potomek Boskich królów i potomek starożytnych Pierwszych Ludzi, władców Runestone. - ibbeński władca mówił z pasją, zaś jego małe, czarne oczka płonęły szalenie. - Jako ostatni z rodów poddaliście się plugawym andalom i za to zasługujecie na najwyższy szacunek. Ja oto bowiem powracam odebrać co mi należne i ponownie chcę zawrzeć braterstwo z dawnymi sojusznikami. Świadom jestem lat narzucanej Wam przez andalów wiary w Siedmiu, nie zaś dobrowolnego przyjęcia. Tedy mam propozycję dla Ciebie i Twoich poddanych. Tylko i wyłącznie dla Was, nikogo innego w Dolinie. Miej to na uwadze. - szalony wzrok Thogga spoczął na Vernonie. - Wraz ze swoimi poddanymi zrzekniecie się plugawej wiary w Siedmiu i powrócicie do wierzeń swoich przodków, Starych Bogów. Boże Gaje będą mogły powstawać na przyległych Runestone terenach do woli, zaś w pozostałych częściach królestwa za odpowiednią zgodą, bowiem w królestwie KhazadDhûm nie ma miejsca na inne wierzenia, niż te ibbeńczyków, lub Pierwszych Ludzi. Dzięki temu Wasze ziemie nie zostaną strawione wojenną zawieruchą... o której w innych częściach królestwa zapewne słyszałeś. - zarówno Thogg, jak i czarnobrody przerwali, by zwilżyć zasuszone gardła solidnym łykiem z pucharu.
- Ty obejmiesz. - po chwili kolejno kontynuowali. - siedzibę swojego rodu jako nowy Namiestnik Pierwszych Ludzi i będziesz zarządzać w imieniu króla dożywotnio. Jako jedyni w królestwie będziecie mogli się szczycić tytułem Namiestnika dziedzicznie, bowiem tylko tytuł króla jest dziedziczny. Będziesz mógł co miesiąc zatrzymywać połowę wszelkich dochodów, oraz dostaniesz w posiadanie dożywotnio i dziedzicznie niewielką osadę, oraz przyległe ziemie. Teraz zaś klękniesz przed Thoggiem przyrzekając swą wierność, oddasz jedną czwartą skarbca Runestone i swoją bliską rodzinę jako rękojmia lojalności. W naszej gościnie w Gulltown przebywać będą do końca wojny co najmniej. - obaj ibbeńczycy na moment zamilkli, dając Vernonowi czas na przyswojenie informacji.
- Jeżeli to zrobisz i wspomożesz króla Thogga w walce, możesz liczyć na pomoc w odbudowie i wsparcie króla po wojnie, gdyż królewski skarbiec jest pękaty i szczodry. W pierwszej kolejności jednak, już w ciągu tygodnia sprowadzimy trochę zapasów dla Twych poddanych, aby przetrwali zimę. W przeciwnym razie. - przerwali, obaj sięgnęli po puchary i pociągnęli solidne łyki. Po chwili kontynuowali już wyczuwalnie chłodniejszym tonem. - Przystąpimy do oblężenia zamku, zaś na Twe ziemie spadnie zawierucha. Zapewne słyszałeś, ale upewnię Cię chłopcze. Miasto po drugiej stronie półwyspu zwane Gulltown i trzy zamki - dwa na kontynencie i jeden na wyspie już są nasze. Flota, która stacjonowała na północy, kiedy zaatakowaliście królestwo Północy dzięki Boskiemu Thoggowi nie istnieje. Król Północy w darze od króla Thogga dostał możliwość zajęcia na własność wysp leżących u północnych granic Doliny. Pozostałe nasze armie zapewne zdobywają właśnie kolejne zamki, albo nękają ziemie podległe innym. Zima zbliża się z każdym dniem, zaś andalowie nie mają w tym roku zbyt wielkich zapasów, w przeciwieństwie do nas. Jeżeli odmówisz, zamkniemy zamek w wielomiesięcznym oblężeniu wcale nie spiesząc się ze szturmem. Nam starczy zapasów na co najmniej rok i zawsze możemy kupić kolejne gdzieś w Essos. Jeżeli zajdzie taka potrzeba, zrównamy zamek z ziemią, wcale do niego nie wchodząc, a podległe ziemie przejmie Namiestnik Gulltown. To będą tylko kolejne ruiny, które powstaną w królestwie, nic więcej. Zastanów się, zastanów dobrze co wybierzesz. Nie potrzebuję i nie chcę przelewać krwi ludzi, których przodkowie walczyli z nami ramię w ramię z andalami najeżdżającymi nasze królestwo.
Thogg III Droghrim.
Thogg III Droghrim.

Liczba postów : 131
Data dołączenia : 26/12/2017

Powrót do góry Go down

Przedpola Runestone Empty Re: Przedpola Runestone

Pisanie  Vernon Royce. Sob Wrz 14, 2019 11:33 pm

Trzej Doliniarze uważnie rozglądając się na wszelkie strony przemierzali obóz najeźdźców. Był on niczym stare spodnie, z naszytymi zbyt wieloma łatami. Krasnale, ludzie, kobiety, mamuty i Siedmiu jeszcze wie kto.
Vernon z dala poznał namiot Thogga. A więc to tam odbędzie się rozmowa, która zaważy o losach Royce'ów. To na nim teraz spoczywa odpowiedzialność za ród, a nie na lordzie, który gdzieś daleko walczy u boku króla Doliny. Przed wejściem głęboko westchnął. Kto wie, czy jeszcze stąd wyjdzie.
Gdy jakiś ibbeńczyk nakazał im oddać broń, Vernon zawahał się. To była sytuacja bez wyjścia. Albo oddadzą, albo po nich. Lecz jeśli oddadzą, to już nic ich nie uratuje, gdyby miało dojść do konfrontacji. Nie, żeby broń dużo im dawała w sytuacji, gdy są pośrodku wielkiego krasnoludzkiego obozu. Skinieniem głowy dał znak swoim ludziom i wszyscy oddali swoje uzbrojenie. Pozwolił też sprawdzić, że nie ma żadnej innej ukrytej gdzieś broni.

Już wcześniej, przed rozbrojeniem mógł zauważyć, że namiot nie jest pusty, lecz wręcz przeciwnie, pełny. Nie spodziewał się takiej ilości ludzi na rozmowach. Od razu jednak poznał postać króla, do czego nie była potrzebna pomoc tłumacza. Król wyglądał dumnie i dostojnie. Pokłonił się, tak jak kazał tłumacz, a w ślad za nim zrobili to jego towarzysze. Już to bardzo raniło dumę rycerza, który mógł się pokłonić się tylko przed królem Doliny i Siedmioma, ale widok Thogga jakoś go onieśmielił. Dębowobrody odezwał się w twardym, nieprzyjemnym i co najważniejsze niezrozumiałym dla Doliniarzy języku, lecz w sukurs przyszedł tłumacz. O dziwo, wbrew brzmieniu przesłanie było serdeczne.
Wszyscy trzej zasiedli na wskazanych miejscach. Zaraz jednak się wzdrygnął, gdy krasnoludzki król wybuchnął śmiechem. Dziwny to...człowiek. Gdy giermkowie nalali do jego kielicha, Royce nieśmiało pociągnął kilka łyków wina. Przez krótką chwilę rozglądał się z ciekawością gdy król mówił, a tłumacz tłumaczył. Wnętrze było bardzo bogato wyposażone. Domyślał się, a raczej przypuszczał, że pewnie spora część skarbów pochodzi z rabunków na Dolinie. Szybko jednak jego wzrok znowu spoczął na gospodarzu. Nie chciał go urazić ani zdenerwować brakiem szacunku. Słuchał uważnie i nie wierzył własnym uszom. Zamiast dostać ciężkich i surowych warunków kapitulacji, został obdarzony hojnymi propozycjami. Chociaż i te propozycje były pokropione dziegciem. Wyrzeczenie się Siedmiu, oddanie zakładników i złota...Vernon poczuł zimno i pot spływający po jego czole. Jednocześnie poczuł radość, że jest szansa na przeżycie, i strach przed tym, co musi zrobić. Niezgrabnie sięgnął po kielich i za jednym razem pochłonął całą jego zawartość. Dźwięki, które do niego dochodziły, stały się jakby lekko przytłumione. Starał się jednak niczego nie stracić ze słów tłumacza. Robił to jednak trochę jakby mechanicznie. Gdy jego kielich się napełnił, znów pociągnął spory łyk. Gdy Thogg przeszedł do alternatywy, która nastąpi, jeśli Doliniarze odmówią hołdu, Royce zaczął pocić się jeszcze bardziej. Wizja, jaka przed nim się roztaczała się, była zgoła inna, niż ta, którą sobie wyobrażał. Jeszcze na początku rozmowy dopuszczał, że odmówi i najwyżej zginie honorową śmiercią w obronie twierdzy rodowej. A krasnoludy chciały wziąć ich głodem! Zdechnąć jak byle bezpański, wychudzony pies...To hańbiąca śmierć. Tak Royce myślał, i nawet nie zauważył, że w namiocie panowała cisza. Podniósł głowę i dostrzegł, że teraz wszyscy patrzą na niego. Czyli to ten moment. Chrząknął. Spojrzał na króla. Zupełnie nie wiedział od czego zacząć. Ani właściwie co powiedzieć. Hańba lub śmierć. Postanowił pominąć te wszystkie komplementy i wspominki z czasów zamierzchłych. Nie przypominał sobie z resztą, aby maester coś wspominał o tym, aby przed Inwazją Andalów w Dolinie mieszkali niscy ludzie pokroju Ibbeńczyków.
- Rad jestem, królu, z tak hojnej propozycji, jaką nam składasz. To wielkie wyróżnienie, które doceniam i za które po stokroć ci dziękuję. - starał się być jak najmilszy. Nigdy nic nie wiadomo z tymi zza morza. Nie wiedział co ich może urazić. - Obawiam się jednak, że nie mogę decydować za moich poddanych w kwestii wiary. Nie gwarantuję, że nie będą oni potajemnie czcić  Siedmiu, zaś niszczeniem septów już zajęli się twoi ludzie. - Vernon upił łyk, aby dać sobie czas. Nie wierzył z resztą w to, co mówił. Jako wyznawca Siedmiu powinien umrzeć w walce za nich, a on już zaczął ich zdradzać i spiskować za ich plecami z dziwnym najeźdźcą. Już to, co do tej pory powiedział brzmiało tak, jakby przystał na jego propozycje. Chociaż czy miał inny wybór? Albo uniesie się honorem i dumą i doprowadzi starożytny ród do wyginięcia, albo doprowadzi do jego zdrady i pohańbienia. Straszny to wybór, i to teraz na nim spoczywała odpowiedzialność za decyzję.
- Jestem kasztelanem Runestone, młodszym bratem lorda Runestone. Nie mam żony, ani dzieci, a moja najbliższa rodzina, która przebywa na zamku, to moi bratankowie i bratanice. Nie mam prawa oddawać ich tobie na zakładników. Zdradziłbym mego brata i splamił swój honor. Gdyby to były moje dzieci, oddałbym ci je. Ale nie mogę tak postąpić z dziećmi brata. Obiecałem ich strzec. - powiedział lekko drżącym głosem. - Mogę wyrzec się Siedmiu, przysiąc wierność, klęknąć, oddać złoto, ale dzieci...-zająknął się. - dzieci nie mogę oddać. - dodał ciszej.
Vernon Royce.
Vernon Royce.

Liczba postów : 13
Data dołączenia : 05/08/2018

Powrót do góry Go down

Przedpola Runestone Empty Re: Przedpola Runestone

Pisanie  Thogg III Droghrim. Nie Wrz 15, 2019 8:57 am

Thogg uśmiechał się coraz szerzej, w miarę występowania coraz większej potliwości u Vernona. Potem nastąpiła przedłużająca się chwila ciszy, kiedy przyszła kolej na odpowiedź przybysza. Ibbeński władca nie ponaglał go, wiedząc że trzeba krótkiego czasu do namysłu. Kiedy młody Royce zaczął mówić, czarnobrody natychmiast zaczął przekładać jego słowa swojemu królowi.
Na pierwsze słowa Dębowobrody uśmiechnął się przyjaźnie, choć jego uśmiech wciąż miał w sobie coś z szaleństwa. Żadną miarą nie mógł uchodzić jedynie za życzliwy i przyjazny. O dziwo, po dalszych słowach nie zaczął krzyczeć, nie wściekał się, ani nic z tych rzeczy. Wręcz obdarzył przybyłego uśmiechem mówiącym "nawet nie oczekiwałem tego". Nie wysilił się także na jakąkolwiek odpowiedź.
- Mój władca wie o tym dobrze i z pewnością minie jeszcze wiele lat i rozleje się wiele krwi, nim aktualni mieszkańcy Doliny zrozumieją swoje błędy. Wiemy, że potajemnie wiara Siedmiu jeszcze długo będzie obecna w królestwie, jednak i z tym sobie poradzimy. - odpowiedział mu natomiast tłumacz. Na dalsze słowa Vernona niski władca stężał, zaś jego twarz ściągnął grymas złości.
- To ja decyduję kto i czym włada na moich ziemiach! - warknął w swojej mowie Thogg, a brzmiało to jak górska lawina, niebezpieczna i nieprzewidywalna. Równie dobrze mogło to być - Uciąć mu łeb i strzaskać zamek. - Z błędu zaraz jednak wyprowadził go niezawodnie czarnobrody.
- Mój pan mówi, że to on decyduje kto i czym będzie władał na jego ziemiach. Twój brat ruszył z armią i zapewne zginie gdzieś na polach Północy lub na ziemiach znajdujących się na zachód od Żelaznych Gór. - gestem wskazał na północny zachód, gdzie rozciągały się okalające Dolinę Góry Księżycowe. - Twój brat postąpi roztropnie, jeżeli już nigdy nie wróci do domu, bowiem jest teraz wrogiem, który... - ostre warknięcie Thogga ucięło samodzielny wywód tłumacza. Król chrząknął i zaczął mówić, co skrzętnie przekładał czarnobrody.
- Ostatni i nieodwołalny raz powtarzam, że teraz albo Ty obejmiesz starożytną siedzibę swych przodków i okalające ją włości, albo zamienimy ją w ruinę, ewentualnie jeżeli obrońcy wymrą, bądź poddadzą się wcześniej, stanowisko Namiestnika tych ziem obejmie jeden z moich zaufanych ludzi. Nie sprawdzaj mojej granicy cierpliwości, bo łatwo ją pomylić z ostrzem topora. - zimna stal zadźwięczała w głosie Dębowobrodego tak, że ciarki mogły przejść po plecach. - Twoja rodzina zostanie honorowymi gośćmi na dworze w Gulltown i będzie miała swobodę poruszania się w obrębie murów zamkowych. Zostaną godnie przyjęci i otoczeni opieką z dala od wojny.  A skarbca chcę tylko jedną czwartą na pokrycie kosztów musu przybycia pod zamek. Jeżeli dobrze się spiszesz, możesz liczyć na odzyskanie złota, a kto wie, może jego powiększenie. - obaj ibbeńczycy umilkli wyraźnie oddając miejsce Vernonowi. Thogg zaczął bębnić swoimi krótkimi, włochatymi palcami o blat stołu, wwiercając się wzrokiem w przbysza z Runestone...
Thogg III Droghrim.
Thogg III Droghrim.

Liczba postów : 131
Data dołączenia : 26/12/2017

Powrót do góry Go down

Przedpola Runestone Empty Re: Przedpola Runestone

Pisanie  Vernon Royce. Nie Wrz 15, 2019 10:50 am

Vernon pobladł i wyprostował się na krześle, gdy uśmiechnięty do tej pory król raptownie się zezłościł i coś warknął w swym twardym języku. O Siedmiu, o kurwa. Rozejrzał się po innych siedzących przy stole. Trzeba jednak rozsądniej dobierać słowa. Dlatego też nie protestował, gdy tłumacz wyjaśnił mu, że jego brat nie jest...mile widziany w Dolinie. Spuścił tylko lekko głowę. Czyli ma zdradzić nie tylko króla, nie tylko Siedmiu, ale i rodzinę. Znów opróżnił kielich.
- Dobrze, królu. Będę teraz głową rodu Royce, zostanę panem Runestone, i w twoim imieniu będę rządzić Pierwszymi Ludźmi jako twój Namiestnik. Jestem ci niezmiernie wdzięczny za twą dobroć i łaskawość. - dostosował się do rady krasnoluda i nie sprawdzał jego cierpliwości.
Znowu zaschło mu w gardle i raz jeszcze zwilżył je winem, które straciło smak. Teraz został wyrzutkiem Doliny, sprzymierzeńcem wroga, zdrajcą Wiary, króla i brata. Zapewne każdy w całych Siedmiu Królestwach będzie nim gardził. Spojrzał smutno na swych towarzyszy.
- Pozwól, mój królu, że wraz z rodziną wyślę mojego przybranego brata, moją zaprzysiężoną tarczę, ser Elberta. Dzięki niemu moja rodzina będzie się czuła...raźniej. - powiedział najmilej i najdelikatniej jak potrafił. - Oczywiście natychmiast wyślę do twego obozu jedną czwartą skarbca Royce'ów. - dodał szybko. - Problemem może natomiast być moja pomoc w walce. Obawiam się, że niemal wszystkich ludzi wziął mój...wyklęty brat, zostawiając mi jedynie małą grupę nienadających się do niczego starców, których ledwo mi starcza do obsadzenia murów Runestone. - Spojrzał niepewnie na Thogga. - Oczywiście jeżeli sobie życzysz, to poprowadzę ich pod twymi sztandarami.
Vernon zorientował się, że był teraz właściwie na łasce krasnali i albo będzie wypełniał ich rozkazy, albo i on, i Runestone znikną z kart historii. Już teraz będzie pogardzany przez resztę ludzi, więc to, czy będzie walczył ramię w ramię z krasnalami czy nie, raczej nie wpłynie na ich opinię o nim. Nie miał nic do stracenia poza życiem i rodem, dla których wszedł w ten haniebny sojusz.
Vernon Royce.
Vernon Royce.

Liczba postów : 13
Data dołączenia : 05/08/2018

Powrót do góry Go down

Przedpola Runestone Empty Re: Przedpola Runestone

Pisanie  Thogg III Droghrim. Nie Wrz 15, 2019 12:00 pm

Thogg uśmiechnął się szeroko i jeszcze przyjaźniej na pierwsze słowa przetłumaczone przez czarnobrodego ibbeńczyka. Inni uczestniczący w uczcie też ukradkowo odetchnęli z ulgi, najwyraźniej ciesząc się, że tym razem walkę będą mieli z głowy. Dębowobrody ponownie zaczął mówić, lecz teraz jego głos był bardziej miękki - o ile to w ogóle możliwe przy języku ibbeńczyków - i wesoły.
- Wspaniale chłopcze. - natychmiast dołączył czarnobrody. - Oficjalny hołd złożysz po wojnie, na razie to co powiedziałeś wystarczy. Twoja rodzina może zabrać kilku domowników, jeżeli to pomoże i uwierz mi, nie będą jadać gorzej, niż my tutaj. - Vernon nie potrzebnie przejmował się zdaniem innych, przecie wielu klękało przed wrogami, by uchować rodzinę. Mógł za to wiele zyskać, ot choćby w kolejnych słowach króla.
- Wróć do zamku i ogłoś wszystkim jaką podjąłeś decyzję. Otwórz bramy i wpuść naszych ludzi. Będę chciał od Ciebie listę wszystkich ludzi jakich możesz powołać pod broń, liczbę posiadanego uzbrojenia, oraz stan zapasów na zimę. Macie jakieś okręty..? I najważniejsze przystań, w której możecie trzymać swoje okręty..? - padły pytania i pierwsze rozkazy względem świeżego Namiestnika Pierwszych Ludzi z Runestone.
Po wymianie tych informacji Vernon mógł wrócić do swojego zamku, zaś wojska Thogga czekać miały na otwarcie bram, lub zerwanie przez obrońców ustaleń...
Thogg III Droghrim.
Thogg III Droghrim.

Liczba postów : 131
Data dołączenia : 26/12/2017

Powrót do góry Go down

Przedpola Runestone Empty Re: Przedpola Runestone

Pisanie  Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach