Dziedziniec Trzech Wież

Po dojechaniu pod zamek Garlan mógł na własne oczy zobaczyć z bliska przystań. Wszędzie ustawione były barykady obsadzone przez żołnierzy, a grupa ludzi zajmowała się... Oczyszczaniem części niewielkiego portu ze szczątek okrętów, które zostały zniszczone. Hightower zastał otwarte bramy i zamek pełen żołnierzy, a wkrótce na dziedzińcu pojawił się sam lord Costayne. Z racji spokojniejszej na razie sytuacji ubrany w kolczugę oraz napierśnik, nie pełną zbroję. Był już stary - ponad sześćdziesiąt dni imienia na karku - jednak krok wciąż miał sprężysty, a oczy żywe. Górną wargę pana Trzech Wież zdobił bujny, siwy wąs. Reszta twarzy lorda, podobnie jak głowa, były gładko ogolone.
- Ach! Więc król wysłał nam wsparcie! - powiedział, dostrzegając liczną grupę ludzi w barwach Hightowerów. - Niestety Żelaźni podwinęli ogony między nogi i czmychnęli nim zdążyliśmy dobrze ich przywitać, ledwie kilka ich okrętów pociągnęliśmy na dno - oznajmił. - Nie zapowiada się na to by mieli wrócić... Ser?

- Jest jeszcze Blackcrown na północy, po drugiej stronie Zatoki Szeptów - powiedział Costayne, gładząc swego siwego wąsa. - Hmph... Niestety tam w żadnym razie nie uda się dotrzeć przez Żelaznymi, którzy pewnie już mogliby być na miejscu. O ile jednak nie popłynęli tam lub jeszcze dalej na północ do Bandallon, to Sunhouse jest jedynym możliwym celem. Poza oczywiście wsiami na wybrzeżu.
Konnicą? Jazda jaką Garlan wziął spod Wysokiej Wieży składała się w większej części ze zbieraniny konnych pochodzących od chorążych, ponieważ armia nie została w pełni rozwiązana i wciąż oczekiwała pod miastem. Lordowie jedynie wraz z częścią konnych szybko pomknęli do zamków, więc Hightowerowi towarzyszyli już konni Costayne'a, a także Cuya, Mullendore'a i Beesbury'ego.
- Mogę wysłać z wami jeszcze setkę konnych, natomiast świeżymi wierzchowcami nie poratuję tak wielkiej grupy - odpowiedział lord Trzech Wież. - Zapasy się znajdą, chociaż przygotowanie wszystkiego naturalnie potrwa chwilę.
W tym momencie na dziedziniec wjechało jeszcze trzech rycerzy. Odziani byli w siedmiobarwne - tęczowe - płaszcze, a ten jadący po środku miał hełm zdobiony siedmioma kryształami.
- Wielki Septon przesyła pozdrowienia, lordzie Costayne - powiedział wyróżniający się wojownik, najpewniej kapitan Synów Wojownika. - Wyruszyliśmy natychmiast po otrzymaniu wieści o przybyciu Żelaznych Ludzi. Prowadzę ze sobą setkę moich braci w wierze, gotowych by przelać krew barbarzyńców z morza.