Legends of Westeros
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Ulice Mardosh

Go down

Ulice Mardosh Empty Ulice Mardosh

Pisanie  Mistrz Gry Wto Lis 07, 2023 7:52 pm

~***~
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Liczba postów : 9619
Data dołączenia : 20/11/2017

Powrót do góry Go down

Ulice Mardosh Empty Re: Ulice Mardosh

Pisanie  Mistrz Gry Czw Lis 23, 2023 10:10 pm

Dwudziesty Piąty Dzień Piątego Księżyca roku Ósmego Po Podboju, poranek


Po wielu dniach konnej eskapady przez ziemie Hazdahn Mo, oraz jeszcze większej liczbie dni spędzonych na pokładach barek rzecznych, Rickard wraz ze swoją bandą w końcu dotarli do Mardosh, Opuścili pokład "Brudnej Bessy" i mogli zagłębić się w uliczki Miasta Wojowników...
Jak zaś ta podróż minęła..? Zaskakująco dobrze, nie licząc marnych już łupów, jakie zdobyli. Z drugiej strony, tym razem mniej skupili się na zasiewie ziaren chaosu, bardziej zaś na samej drodze, no bo po co się wysilać..? Tak daleko od centrum buntu to i szanse były niewielkie, że coś konkretnego tu powstanie. Niemniej trupy po drodze padały, wszystko szło zgodnie z założeniami.
Rickard nawet o mały włos nie wywołał incydentu w postaci rozpłatania kilku sarnorczyków w osadzie, do której zawinęli, tak się chłop zapędził, Na szczęście w porę przestrzegł go najmłodszy i najświeższy kompan, tak oto wkroczyli na ziemie królestwa Sarnoru. Krótki galop do rzeki i już czekało ich wielodniowe, błogie lenistwo na pokładach barek, którymi w większości się poruszali....



Wojownik
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Liczba postów : 9619
Data dołączenia : 20/11/2017

Powrót do góry Go down

Ulice Mardosh Empty Re: Ulice Mardosh

Pisanie  Rickard Durrandon Czw Lis 23, 2023 10:41 pm

25/05/8PP do 09/06/8PP

Prawdą było, iż po południowych rubieżach Imperium Ghiscarskiego nie zamierzali zanadto szaleć. Co się nawinęło, to się nawinęło, jednak przesadnie szukać nie zamierzali. Uczynili co uczynić mieli i zasiali chaos tam, gdzie najlepsze on wyda plony. Dalej już po prostu korzystali z okazji. Wreszcie zaś dotarli sarnorskich granic a tam ich pochód z orężem w dłoni miał się skończyć. Od przekroczenia tych granic byli po prostu pokojowo nastawionymi wędrowcami.

Droga wiodła ich poprzez trakty lądowe oraz rzeczne, aby w końcu zaprowadzić do Maradosh, gdzie spotkać się mieli z lordem Aenarionem. Po przybyciu na miejsce zasięgnęli języka, ażeby zorientować się, czy pan ich już tutaj nie przebywał. Wyglądało na to, że jeszcze nie. Pozostawało przeto oczekiwać i korzystać z uroków Miasta Wojowników. No cóż, Rickard chętnie to uczyni. Szczególnie, że podróżując przez Sarnor pilnował czasu i nie bardzo mu go stawało, by nacieszyć się pobytem w którymkolwiek z miast. Tutaj zaś zamierzał straty owe nadrobić.
- Pierwej poszukajmy gospody. Posilimy się, napijemy i wypoczniemy. - rzucił do swych kompanów. W jakie przybytki celował? Otóż w te porządne. Chciał dobrego jadła, przednich napitków i wygodnych łóżek. W końcu, mogli sobie pozwolić na taki wydatek, wzbogacając się nieźle na plądrowania Astaporu oraz ghiscarskich dworków.
Dalej? Cóż, korzystali z pobytu w Maradosh. Chłopaki zgarnęli trochę w Astaporze, to pewnie każdy z nich pił i dupczył. On sam miał trochę inne plany dla siebie oraz młodego.

Rickard Durrandon
Rickard Durrandon

Liczba postów : 176
Data dołączenia : 19/03/2022

Powrót do góry Go down

Ulice Mardosh Empty Re: Ulice Mardosh

Pisanie  Mistrz Gry Pią Gru 01, 2023 11:42 pm

Dwa zaplanowane tygodnie były doprawdy niesamowicie pracowite. Każdy z towarzyszy miał mnóstwo do roboty, choć była to dla nich wszystkich niezwykle trudna sprawa. Głównym trudem była tu bowiem bariera językowa, gdyż żaden z kompanów Jelenia nie znał miejscowego, a wśród kupców było niewielu znających valyriański, czy mowę Pierwszych Ludzi. Rickard miał o tyle łatwiej, iż jego młody giermek nie odstępował go na krok i wszystko tłumaczył. Kompani trzeciego dnia postanowili wynająć sobie tłumaczy.
Przeszukiwanie kramów, targów, stajni i kupieckich gildii, Durrandon postanowił w większości pozostawić swoim kompanom. Sam w wolnej chwili rozglądał się, jednak bardziej interesowały go areny i toczące się na nich walki. Plan był prosty - walczy, walczyć i walczyć.
Wałczył więc, choć nie z każdym. Wojownik pokroju Rickarda nie stawał przeciw poślednim gladiatorom i narwanym awanturnikom chcącym rzucać wyzwania każdemu kto się zgodzi. Czekał więc cierpliwie, aż trzy dni po przybyciu do miasta natrafiła się okazja. Sprowadzono oto watahę pół tuzina wilków, które instynktownie i bardzo zgranie radziły sobie z wrogami. Dobra rozgrzewka - mógł pomyśleć chłopak i tak zrobił. Walka była dość szybka i efektowna, gdyż pierwszym ciosem ubił połowę bestii jednocześnie. Kilka uderzeń serca później, stał wśród trucheł pokryty ich juchą. Dobra walka, ale mało.
Dwa dni później Jeleń dowiedział się o wystawieniu przez bogatego szlachcica niezwykłego zwierza. Ludzie powiadali, że ogromnego niczym mały koń tygrysa sprowadzono z dżungli odległej Leng. Wielki kot walczył dobrze, lecz nie tak jak Rogacz. Choć powalony przez zwierza, zdołał przemóc go i pokonać. Kolejna ciekawa, lecz mało angażująca potyczka. Dopiero po kolejnych dwóch dniach - tydzień po przybyciu - znalazł ofertę walki w nieznany sobie jeszcze sposób. Na jednej z aren bowiem zawisło ogłoszenie szlachcica Lysario, królewskiego wojownika i właściciela kilku przybytków w mieście. Mężczyzna oferował pojedynek w rydwanach. On za towarzyszkę i powożącą rydwan miał swoją córę, Serayę. Rickard musiał sobie tymczasem znaleźć woźnicę, jeśli chciał stawać do walki. Targu w końcu dobito, ustalono warunki i zapowiedziano walkę na wieczór. Ta była dość spektakularna. Dwa bojowe rydwany szarżowały niemal na siebie wzajemnie, zaś stojący w nich, obleczeni w ciężkie pancerze i tarcze wojownicy wywijali swoimi orężami, tnąc i dźgając przeciwnika. Choć Lysario był zdolnym i dzielnym wojownikiem, nie był w stanie mierzyć się z przybyszem dłużej, niż kilkanaście uderzeń serca. Kilka wzajemnych najazdów i szlachcic poddał się, nim poleciała krew. Powożący woźnice tymczasem nie odpuszczali sobie wzajemnie, próbując przy każdym podjeździe dźgnąć oponenta włócznią.
Po kolejnych trzech dniach do miasta przybył bogaty jegomość z sąsiedniego królestwa, przywożąc swój najcenniejszy skarb - Braci Jing, którzy mieli podbić tutejsze areny i widzów. Chang, Wang i Jang byli trojaczkami pochodzącymi najpewniej z Yi Ti, a przy tym piekielnie zwinnymi i zręcznymi wojownikami. Każdy używał dwóch broni i w walce chronił plecy brata z lewej. Rickard tym razem postanowił zrobić prawdziwy pokaz zabijania. Trzech braci z sześcioma orężami przeciw potężnemu wojownikowi z dwoma wielkimi mieczami. Te kilkanaście sekund walki, jakie nastąpiły, były dla widzów czymś, czego nie da się zrozumieć. Błyskawicznie wokół walczących powstała bariera z kurzu i rozbłysków stali, kiedy ostrza śmigały w powietrzu, jak i niemal tak samo błyskawicznie nastała cisza. Ludzie wstawali z miejsc i próbowali wzrokiem przebić kurz, by coś dostrzec. Wtem lekki powiew wiatru wpadł na arenę, rozwiewając pył i ukazując scenę. Trzy bezgłowe ciała właśnie upadały na piaski, tryskając fontannami krwi. Rickard zbryzgany juchą, trzymał jeden z mieczy na ramieniu, czując spływającą z nań, ciepłą ciecz, zaś drugi nisko, gotowy do ataku. Czuł jednak, że była to mocno wymagająca walka.
Wieczorem natomiast... Jeleń miał gościa, którego wyczekiwał niemal od pierwszego dnia w mieście. Otóż w progu pojawił się mężczyzna będący posłańcem królewskim i przynosił zaproszenie na ucztę odbywającą się za dwa dni i wzięcie udziału w pojedynku z czempionem króla - Gorrem Berogiem, ibbeńskim awanturnikiem i podróżnym wojownikiem. Znany w tutejszych krainach jako Weteran wielu potyczek i pojedynków, oraz miłośnik gęsto zakrapianych spotkań. Nie pozostało nic innego, jak przyjąć zaproszenie.
Sama uczta była przyjemna i całkiem miła. Walka natomiast... Kudłaty człowieczek okazał się być metalową beczką, którą trzeba było otwierać powoli i z wielkim trudem, niczym rozłupywanie głazu dziecięcym młoteczkiem. Awanturnik natomiast odpłacał się celnymi ciosami. Walka trwała kilka długich minut, podczas których Durrandon zmęczył się dość mocno. Pojedynek ustalono do poddania się, lecz ibbeńczyk przecenił własne możliwości. Nim zdążył się poddać, kolce wielkiego morgenszterna przebiły bok w miejscu, gdzie pancerz był słabszy i mocno przeorały wojownika. Z pewnością pozostanie blizna, choć może nie tak szpetna, dzięki obecnemu na miejscu, królewskiemu medykowi. Pojedynek, wcale nie jednostronny, okazał się wspaniałym pokazem, o którym czas jakiś będzie się rozmawiać na dworze króla Mardosh. Niestety, na drugi umówiony z małym człowieczkiem pojedynek nie było szans, gdyż ten musiał dojść do siebie po niefortunnej ranie.
W końcu, dwa tygodnie po przybyciu, natrafiła się jeszcze jedna okazja do walki na arenach, choć raczej z pozoru taka dla rozrywki. W mieście bowiem pojawił się wyzwolony gladiator, któremu w walkach towarzyszył wierny, wytresowany pies bojowy. Sam wojownik także używał nietypowej broni, gdyż walczył trójzębem i siecią. Pojedynek z goła okazał się innym, niż Jeleń się spodziewał. Unieruchomiony siecią, musiał przez kilka sekund siłować się z nią, nim zdołał rozciąć. W tym czasie pies wiele razy był bliski ugryzienia go, czy zadrapania pazurami. Zirytowany, wkurwiony Rickard postanowił nie bawić się i zaatakował z całą furią. Jednocześnie usłyszał charakterystyczne pęknięcie kości i trafiony w grzbiet pies zawył boleśnie, po czym padł nieprzytomny, broczący krwią. Mężczyzna został już formalnością. Psem natomiast zajął się medyk. Połatał zwierza i orzekł, że około księżyca będzie trzeba, by wyzdrowiał.
W taki oto sposób minęły ostatnie dwa tygodnie z życia Rickarda...



Wojownik&Roslin
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Liczba postów : 9619
Data dołączenia : 20/11/2017

Powrót do góry Go down

Ulice Mardosh Empty Re: Ulice Mardosh

Pisanie  Rickard Durrandon Nie Gru 03, 2023 8:18 pm

W Maradosh wreszcie przystanęli na dłużej. Był czas porządnie odpocząć, rozejrzeć się po rynkach bez pośpiechu i odbyć kilka walk na arenie. I właśnie te wspomniane walki, zgodnie z założeniem, wzbudziły zainteresowanie tutejszego monarchy. W domu tegoż wojowniczego władcy uczestniczył w uczcie a także, ku uciesze króla, odbył pojedynek z ponoć znanym jakimś wojakiem. Ten był, o dziwo, kudłatym Ibbeńczykiem. Nie miało to jednak większego znaczenia. Spisał się zaprawdę godnie, prezentując szczelną obroną a także pewną i mocną rękę. Uległ, to fakt, ale w sposób, który nijak mu nie ujmował. Szkoda jeno, iż doznał rany, albowiem nie mogli stoczyć drugiej walki już na arenie. Doprawdy, strata to wielka.
Pozostając gościem króla, zabawiał dwór swymi wyczynami łuczniczymi. Żałował, że wojowniczy władca nie chciał się z nim spróbować, ale nie zamierzał nalegać. Przeto po prostu z życia i uroków miasta dalej korzystał, do czasu, aż na do miasta nie przybędzie jego pan z kolejnymi wytycznymi, cóż mu czynić trzeba. Zdążył nawet jeszcze jedną walkę odbyć z przeciwnikiem nieco irytującym, w sieć uzbrojonym. Sieciarz zginął, ale Rickard nie zabił jego psa, którego wziął pod opiekę. Skoro go oszczędził i leczył, to chyba wypadało i opieką otoczyć. Kto wie, może coś dobrego z tego wyjdzie.

Rickard Durrandon
Rickard Durrandon

Liczba postów : 176
Data dołączenia : 19/03/2022

Powrót do góry Go down

Ulice Mardosh Empty Re: Ulice Mardosh

Pisanie  Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach