Legends of Westeros
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Baszta

Go down

Baszta Empty Baszta

Pisanie  Elyas Oakheart Pon Paź 05, 2020 7:45 pm

***
Elyas Oakheart
Elyas Oakheart

Liczba postów : 25
Data dołączenia : 23/05/2020

Powrót do góry Go down

Baszta Empty Re: Baszta

Pisanie  Elyas Oakheart Wto Paź 06, 2020 2:47 am

1 dzień 9 księżyca 10 PZ
Wieczór
Post 18+

Ciemnoszare, gdzieniegdzie barwione granatem, chmury deszczowe zawisły nad leżącym przy Manderze Wysogrodem. Kula słoneczna kończyła swój taniec za nieboskłonem, na którym pierwszy syn lorda Oakhearta zawiesił spojrzenie, podczas odbywania codziennych, choć nie zawsze samotnych wędrówek po rozległych i masywnych murach olbrzymiego zamczyska. Krocząc wśród kamiennych blank, co sekundę na twarz dziedzica padały ostatnie promienie słońca. Im dłużej maszerował, tym było ich mniej. Były również słabsze, już nie ciepłe. W tenże sposób Elyas kończył swój dzień, spoglądając w dal i obserwując, jak po drugiej stronie muru, zza wysokich koron drzew wzbija się kolejna kula, lecz nie żółta, a biała.
Świadom okalających niebo, nieprzyjemnych chmur, zwiastuna deszczu, wolnym, niemalże starczym krokiem sunął przed siebie, dążąc do tej jednej, upragnionej baszty. Do miejsca, na myśl o którym ciało przeszywała niepojęta ekscytacja, gdzie po skórze od góry do dołu przebiegały pasma dreszczy, a w brzuchu ulatywały tysiące motyli. Szczęśliwy, a jednak przejęty ostatnimi występkami, sięgnął po pierwszą lepszą pochodnię, którą znalazł. Odczepił dwa skórzane pasy, przez które była przymocowana do murów i pochwycił ją pewnie. A nim ruszył dalej, drugą ręką zerwał wspomniane pasy, pakując je do materiałowej torby, którą nosił. A nuż, pomyślał, że i pasy przydadzą się dzisiejszej nocy.
Gdy minął połowę dystansu między nim, a miejscem do którego zmierzał, odczuł, jak tętno serca niemiłosiernie podskoczyło. Główny organ w ciele wariował łopocząc. Przyłożył rękę na torsie, chcąc się nieco uspokoić, wtem wilgotny, chłodny, lekki wiatr począł dmuchać mu w twarz. Nadchodził z kierunku przeciwnego Oakheartowi, co chwila podrzucając gęstą, ciemną grzywką ku górze. Ku szczęściu nie zaczęło padać. Młodzian odchylił głowę do tyłu, oddając swą twarz wietrze, pozwalając, by chłód naszedł na jego oblicze. Zaznał spokoju, słysząc jedynie świst przyrody, choć jeno na moment. Harmonię zniszczyli strażnicy.
Wpierw usłyszał jeden głos, potem drugi, obydwa męskie i niskie. Przyświecił palącą się jeszcze pochodnią przed obliczem, wyciągając rękę przed siebie. Dwóch strażników, a właściwie wartowników, w ciężkim odzieniu z uzbrojeniem opowiadali między sobą najróżniejsze historie. Zamierzał ich minąć. Wyprostowany, z głową w naturalnej pozycji, niezbierającej już wiatru, przyśpieszył kroku i wyminął jegomości bez zbytecznych powitań, pozdrowień, czy czegokolwiek by chcieli. Nie wtrącał się do ich zajęć, mając nadzieję, że i oni nie będą się wtrącać do jego.
Minąwszy pilnujących nie wiadomo czego mężczyzn, poprawił ciemnozieloną torbę, zwisającą mu przez lewę ramię, by wejść po małych, wąskich schodkach na poziom wyżej. Stamtąd prowadziła prosta droga przy kolejnej partii blank, by dojść do kamiennego łuku, który wprowadzał do wnętrza baszty. Z jej środka można było czmychnąć bezpośrednio kolejnymi schodami, tu już szerszymi i bezpieczniejszymi na samą górę. Natomiast dach wspomnianej właśnie wieży był celem i miejscem, do którego Oakheart zmierzał. Miejscem, w którym miał zakończyć swój codzienny spacer, a jednak miejscem, w którym nigdy przedtem go nie kończył.
Wtem wiatr poderwał się mocniej, a wchodzący na basztę błękitnooki odczuł jego potęgę, gdy nawet szyte na miarę odzienie poczęło się szamotać, wydając specyficzny dla tejże okazji dźwięk. Oczęta spacerowicza sięgnęły wówczas kolejnego strażnika. Ubranego dosłownie identycznie, jak dwójka, których mijał uprzednio. W ciężkie odzienie z bronią przy pasie, wpatrującego się gdzieś daleko poza mury. Czy on w ogóle coś widział w tejże ciemności? Słońce zaszło przeszło trzydzieści minut temu, ciężkie chmury pokryły większość nieba, a mocarny wiatr sprawiał, że oczęta mimowolnie zamykały się same. Czegoż wypatrywał?
Baszta nie była odgórnie zabudowana, nie miała stożkowego dachu. Kończyła się płaską, jasną, kamienną powierzchnią, w której wyryto dziurę, wprowadzono klapę i zamontowano schody, którymi, jak wiadomo, Elyas oraz będący tu wcześniej strażnik, weszli. Dookoła jej obwodu przebiegały blanki, nieco niższe, jak przy murze, a jednak na tyle wysokie, by można było się o nie spokojnie oprzeć. Po stronie zachodniej znajdował się również dziwny, metalowy, czarny kosz z surowcem w środku. Było to pewnikiem wyposażeniem dla łuczników, co by mogli zanurzać swe zwykłe, drewniane strzały, a wynurzać podpalone.
Uzbrojony mężczyzna nie zwrócił swego wzroku przez plecy, nie spojrzał na nadchodzącego dębika, gdyż najzwyczajniej w akompaniamencie przyrody, nie usłyszał go. Przeraziła go zatem sylwetka chłopaka, który znikąd pojawił się przy nim. Wzdrygnięty wartownik nie ulotnił jednakże ni słowa, gdyż blade oblicze wiecznie schorowanego było mu dobrze znane.
Obydwoje, niemalże w całkowitym bezruchu, spędzili ponad kwadrans. Oakheart nie miał ochoty poczynać rozmowy, nie odpowiadał również na zaczepki. Wciąż odczuwał stres wymieszany z przyjemnością, oryginalne uczucie. A czekał na króla Reach, mężczyznę niewiele starszego, a jednak obdarzonego większą mocą. Nim ten przybył, co ważne samotnie, niemiłosierny wiatr zdążył ustać. Dlatego też kroki Merna były słyszalne, już od poziomu niżej. Młodzian stanąwszy przy blankach, wręcz opierając się o nie plecami, wyczekał, aż kochanek zagada do strażnika i oznajmi, że jego warta na dziś została skończona. Tak też się rychło stało. Oznajmiono uzbrojonemu, iż będą prowadzone rozmowy z dziedzicem lorda Oakhearta, których przerywać nie wolno nikomu.
Chwilę później drewniany właz ze stalową klamrą został zamknięty, a dwójka mężczyzn utknęła na górze z wymienionymi spojrzeniami, przepełnionymi namiętnością.
Od przeszło kilku miesięcy Oakheart mieszkał na królewskim dworze. Nie pragnął wracać do Starego Dębu, gdyż nie trawił swego ojca, a co za tym idzie... nie chciał go widzieć. Większą przyjemność sprawiała mu natomiast obecność Gardenera, którego uwiódł swym obyciem, swym ruchem, słowem lub uczynkami. Teraz nie miało to większego znaczenia. Ważne, iż wpadł prosto w jego sidła, gdzie Elyas rozdawał karty. Przede wszystkim dostał to, czego pragnął – miłości przystojnego mężczyzny, a poza tym wkupił się w jakże korzystne łaski ważnej w królestwie persony.
Nareszcie... – szepnął cicho pod nosem, obserwując jak wybranek stąpa w jego kierunku. Wyglądał wtem przystojnie, odziewając zdobne szaty. Wiedział, jak bardzo Oakheart ma do nich słabość. Bez żadnego powitania, bez żadnego słowa wstępu... podszedł i złożył wstępny pocałunek. Tak długi, że usta obydwojga zwilgotniały, jeszcze przed wymianą języków, które prędko zaczęły tańczyć między wargami. Uczynek ten zastąpił słowo – witaj. A onieśmielony, błękitnooki odczuł jeno najbardziej skryte, pożądane uczucie, jakim jest podniecenie.
Z gracją w swych smukłych palcach sięgnął rzędu własnych guzików, rozpinając je wolno, kiedy ich usta wciąż się stykały. Przy dźwięku cmokania oraz charakterystycznych, cichych jęków zadowolenia, zsunął z siebie górne odzienie, obnażając tors. Wówczas szarawe chmury puściły, uwalniając delikatny deszcz. Krople opadały wolno na jasną karnację młodzieńca, tworząc kręte strumienie, biegnące od obojczyków, zawijając przy sutkach, które mimowolnie poczęły twardnieć, aż do pępka. Również włosy obydwojga, zmoczone stworzyły gęste kępki.
W  momencie, gdy obydwoje poczuli przyjemny zapach opadu, ich pocałunek zakończył się, kończąc tym samym powitanie. Równie ożywiony uczuciem król sięgnął wówczas swą dłonią do rozporka młodszego od siebie, rozsznurowując go i pozwalając dolnemu ubraniu opaść. Elyas wciąż wymieniał spojrzenie ze swym kochankiem, spojrzenie przepełnione pożądaniem. Odczuł, jak ręka mężczyzny spoczywa na jego przyrodzeniu, gniotąc wolnymi ruchami bieliznę i tym samym pobudzając członka. A zbuzowany Oakheart stęknął ciężko, będąc gotowym do całkowitego działania.
Ten raz miał być inny niż wszystkie. Odkąd rozkochał w sobie króla, ten lubił być dominowanym, a teraz role uległy odwróceniu. Przyciśnięty męskim, postawnym ciałem do blank, roznegliżowany, czując jak strumienie wolno spływają po jego rozpalonym ciele, odpuścił i dał sobą rządzić. Wciąż nie zrywając kontaktu wzrokowego, poczuł jak bielizna opuszcza się. Wolne, posuwiste ruchy poczęły stymulować prącie, co przełożyło się na szybszy oddech dziedzica, jego stęknięcia i pełne przyjemności mruczenie.
Luzując całkowicie swe mięśnie, odgiął głowę do tyłu, pozwalając tym samym, by najszczersza fala najlepszego uczucia płynęła przez całe jego ciało. Mechanicznie zacisnął uda, co spotęgowało przyjemność. Nim jednak dobiegł do mety, Mern pochwycił go za biodra i uniósł nieznacznie na ziemią, dociskając swym ciałem do blank. Byli na tyle blisko siebie, że czuli wzajemnie swe oddechy. Tworzyły one parę, przepięknie komponującą się z delikatnym deszczem. Elyas odchylił wtem swe nogi na boki, czując, że znajduje się w stabilnej pozycji, gdzie całą władzę dzierżył kochanek. Mimowolnie oddawany odgłos rozkoszy biernego był coraz śmielszy. Deszcz zagłuszał większość, a sama przyjemność zastępowała jakiekolwiek możliwe konsekwencje. Odczuł, jak rozlegające się w okolicy pasa dziwne jakoby skurcze był coraz mocniejsze i częstsze. Próbował zacisnąć swe uda raz jeszcze, lecz te spoczywały na pasie wybranka.
Nie pragnął wówczas niczego innego, jak kolejnego pocałunku, który sam zainicjował. Był on bardziej porywczy niż poprzednio, wymiana języków szybsza, a stęknięcia głośniejsze. Czując, że jest blisko dojścia, położył dłonie na torsie króla, próbując go odepchnąć. Acz nie on tu rządził. Szybkim ruchem ciało Elyasa zostało odwrócone w stronę blank, a następnie pochylone do przodu. Przytrzymał się rękoma zimnego kamienia, czując jak mokry od deszczu palec wsuwa się od tyłu do jego wnętrza. Niespełna pięcioma ruchami znalazł się w środku, co spowodowało najgłośniejsze jak dotąd stęknięcie, wywołane zarówno przyjemnością, jak i bólem. Po kolejnych paru pchnięciach, rozpalony od granic możliwości Elyas wyprostował się, zaciskając pośladki. Odczuł wtem cały palec w swym odbycie, który stymulując męską prostatę nie pozwolił mu dłużej wytrzymać. Z wydaną na głos rozkoszą odczuł, jak nasienie podchodzi do końca, a następnie wylatuje przed niego. Zacisnął ponownie pośladki, a także palce u stóp, czując wciąż nietuzinkowe uczucie, które przebiegło jego ciało. Wzdrygnął się raz czy dwa z przyjemności, obserwując jak sperma miesza się z deszczem i spada gdzieś poza basztę, zapewne na przechadzających się na dole ludzi.
Po szczytowaniu, odwrócił się twarzą do wybranka. Pocałował go namiętnie i podziękował, lecz równocześnie z tym spostrzegł, iż oblicze króla nie zmieniło się. Wciąż spoglądał na niego z równie mocnym pożądaniem, co oznaczało rychłą kontynuację. Powędrował wtem ręką na jego przyrodzenie, czując, że jest twarde. Zapewne było od tychże kilkunastu minut. Sięgnął po leżące na ziemi ubranie, odział je i oznajmił, że resztę dokończą w sypialni. Przez deszcz można było złapać łatwo choróbsko. A tego żaden z nich nie pragnął. Wpierw zdrowie, potem rozkosze.
Wspomnianymi wcześniej schodami, zeszli poziom niżej, kierując się energicznie w stronę komnaty Oakhearta. Wszakże królewska była zapewne zajęta królową. Szli podekscytowani, z uśmiechem na ustach, spoglądając ukradkiem na siebie wzrokiem wypełnionym zboczonymi marzeniami, lecz wciąż utrzymując bezpieczny dystans, co by żaden z gapiów nie posądził ich o jakże nieprawdziwy romans.
Dotarwszy do sypialni Elyas wiedział, że akcja będzie szybka. Obydwoje odczuwali niesamowicie wielką potrzebę zbliżenia, choć to młodszy z nich zdążył już zaspokoić swe potrzeby. A starszy, wchodząc do środka, do pomieszczenia rozległego i dobrze wyposażonego, zamknął drewniane drzwi i pchnął wybranka na łóżko. Ten zaś, upadając z rozłożonymi rękoma i nogami, dał na siebie wejść, by chwilę później odczuć, jak podekscytowanym ruchem Mern ściąga odzienia obydwojga. Wyszarpał niemalże wszystkie guziki, uwalniając raz jeszcze tors dziedzica, a potem własny, niebo lepiej zbudowany.
Gardener udźwignął wówczas ciało na rękach, wisząc nad swym kochankiem. Zjechał ciałem kilka centymetrów niżej, by przybliżyć swą twarz do roznegliżowanej klatki ciemnowłosego, poczynając kolisty ruch językiem wokoło sutków. Następnie dłońmi przytrzymał ramiona biernego, by ten nie mógł wyrwać się przyjemnością, jakie sprawiał język oraz wydzielana przez niego ślina, która chłodem obdarzała górną część klatki piersiowej. Elyas wydawał z siebie odgłosy rozkoszy, lecz te nie trwały długo. Do czasu aż napalony, starszy mężczyzna odwrócił swą zdobycz na brzuch. Spojrzał wtem na dokładnie umyty ówcześnie tył Oakhearta, nawilżony kilkadziesiąt minut wcześniej przez deszcz. Dodał więc nieco więcej śliny, by wsunąć się do środka swym prąciem. Przybrali pozycję na pieska, lecz młodszy odczuwał ból górujący nad przyjemnością. Opuścił zatem biodra i położył się płasko, pozwalając kochankowi, by ten ulżył swym emocjom w jego wnętrzu. Posuwiste ruchy sprawiały, że i ciało błękitnookiego ruszało się do przodu i do tyłu na czyściutkiej pościeli. Uderzające o pośladki młodziana jądra króla wydawały natomiast charakterystyczny dźwięk, niczym klaśnięcia.
Akt ten nie trwał dłużej niż minuty. Obydwoje nie chcieli robić tego ani szybko, ani nie spoglądając na siebie. Elyas, rozpieszczony i nie odczuwając już bólu, przeturlał się na plecy, rozkładając najszerzej nogi, jak potrafi. Uniósł je następnie do góry i przytrzymał rękoma. To pozwoliło na głębszą, a zarazem przyjemniejszą penetrację. Spojrzenia wybranków raz jeszcze się spotkały, wypełnione fantazją. Oddech jakoby się wyrównał. Okazywali swe uczucia poprzez odgłosy wydawane niemalże w tym samym momencie przy jakże ciężkim oddechu. Wkrótce na ciałach obydwojga pojawił się pot, wciąż za mały by spłonąć. Drobinki cieszy ozdobiły zarówno czoła mężczyzn, jak i okolice ich ud.
Jednakże i to nie było najskrytszym pożądaniem Merna. On wolał coś większego, coś mocniejszego... chciał być dominowanym. Oakheart zdawał sobie z tego sprawę, toteż po kilku minutach leżenia w dość niewygodnej pozycji, puścił nogi, a rękoma złapał przedramiona kochanka i powalił go na łóżko, wdrapując się na jego ciało. Bez chwili wytchnienia nadział się na przyrodzenie, poczynając powolny ruch bioder. Odchylił swe ciało oraz głowę do tyłu, jeżdżąc za nim coraz śmielej i coraz szybciej. Po kilku sekundach niemalże podskakiwał i z każdym kolejnym podskoczeniem jęknięcia starszego stawały się głośniejsze i głośniejsze. Wtem przed samym momentem kulminacyjnym, Elyas zacisnął swe pośladki najmocniej jak potrafił, docisnął członka kochanka do swego odbytu i kolejnymi kilkoma mocnymi ruchami sprawił, iż doszedł. Biała ciecz zagościła we wnętrzu Oakhearta, który nieco zmęczony wyczynami opadł na łoże.
Jeżeli tak miałoby być przed każdą wojną, chciałbym, by wojen było więcej – szepnął raz jeszcze, wtulając się w wybranka. Nie mógł jednakże nacieszyć się chwilą, gdyż czas naglił. Nie mogąc ujawnić romansu, ani pozwolić sobie na zbyt długą nieobecność, król Reach musiał zgarnąć swe rzeczy, by przed opuszczeniem komnat, złożyć pocałunek wdzięczności na błękitnookim.
Kolejnego dnia czekała ich bowiem wspólna wyprawa na Pogranicze. A Elyas zapewnił swego mężczyznę, że zapewni mu towarzystwa, rad, jak i ciepła w łożu.
Elyas Oakheart
Elyas Oakheart

Liczba postów : 25
Data dołączenia : 23/05/2020

Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach