Legends of Westeros
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Zgliszcza osady Stary Dąb

Go down

Zgliszcza osady Stary Dąb Empty Zgliszcza osady Stary Dąb

Pisanie  Mistrz Gry Sro Paź 07, 2020 5:31 pm

Ruiny osady niegdyś zwanej Starym Dębem znajdują się ledwo dwie godziny szybszego galopu na wschód od Gulltown
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Liczba postów : 9582
Data dołączenia : 20/11/2017

Powrót do góry Go down

Zgliszcza osady Stary Dąb Empty Re: Zgliszcza osady Stary Dąb

Pisanie  Mistrz Gry Sro Paź 07, 2020 5:55 pm

Czwarty Dzień Dziewiątego Księżyca roku Dziesiątego Po Zagładzie, popołudnie

Zgodnie ze wskazówkami staruszka, Leonard i Lambert wraz ze swoimi towarzyszami ruszyli piaszczystą drogą na wschód od Gulltown. Wszystko było tak, jak mężczyzna przekazał. Po około godzinie spokojnego galopu dojrzeć mogli wspomniane dwa wzgórza, które rzeczywiście z tej perspektywy przypominały kobiece piersi, Następnie nie minęły dwa kwadranse, gdy dojechali do rozwidlenia. "Trakt" rozchodził się na boki, zaś dalej prosto prowadziła od dawna nieuczęszczana droga, potwornie zarośnięta roślinnością. W miarę posuwania się nią do przodu, powoli zagłębiali się w delikatną mgłę wiszącą około metra nad ziemią.
Po kolejnych kilkudziesięciu minutach jazdy, kilku niemal niewidocznych zakrętach ich oczom ukazały się pierwsze budynki wioski. Domy były w gorzej, niż opłakanym stanie. Niektóre z dachów zawaliły się, gdzie indziej ściany runęły ziejąc ciemnymi otworami wnętrz. Cegły i zaprawy kruszyły się, belki w wielu domostwach przegniły i spróchniały. Stary Dąb rzeczywiście od dekad nie miał żadnych gości... Czy aby na pewno..?
Nagle, gdzieś na skraju wzroku pojawiło się coś na kształt małej ognistej kulki sypiącej dookoła iskierkami. Kiedy jednak obrócili głowy w tamtą stronę, to coś znikło, jakby było tylko złudzeniem. Nim ruszyli w głąb osady, kamienny, nagi szczyt jednego z budynków stanął na moment w błękitnym ogniu, zaś gdzieś w głębi Starego Dębu, tuż za granicą widoczności we mgle przemknął cień. Przybyszy przeszyły ciarki, kiedy zimne, wilgotne macki mgły liznęły ich karki i wpełzły pod pancerze, oraz ubrania.
Wjeżdżając w głąb wioski mogli dostrzec kolejne rozpadające się budynki i coś jeszcze. Na środku sporego placu, tuż przed wyschniętym, obumarłym dębem stało kilka stołów otoczonych drewnianymi krzesłami i kozłami... Choć raczej wypada powiedzieć tu, resztki i zgliszcza tego, co kiedyś zapewne było stołami, krzesłami i kozłami. Potłuczona i połamana zastawa zdążyła już na tyle porosnąć mchem, iż z trudem można było rozpoznać czym była niegdyś. Tu rozbity na pół półmisek, tam roztrzaskany dzban, gdzie indziej resztki beczki, czyli zmurszałe deski i pogięta, zardzewiała obręcz. Największą uwagę zwracał jednak wiszący na linie tuż nad stołami trup, którą przywiązano do najgrubszej gałęzi drzewa. Na oko ciało mogło tu wisieć dobre lata, któż wie, może to rzeczywiście sam Jarucha..?
I znowu, gdzieś na granicy pola widzenia pojawił się jakiś błysk, jakby pojedynczy płomyk, który niemal natychmiast znikł...




Wojownik
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Liczba postów : 9582
Data dołączenia : 20/11/2017

Powrót do góry Go down

Zgliszcza osady Stary Dąb Empty Re: Zgliszcza osady Stary Dąb

Pisanie  Leonard Redfort Sro Paź 07, 2020 9:23 pm

Zaraz po załatwieniu spraw na mieście, takich jak dokupienie potrzebnego ekwipunku, Leonard wraz z towarzyszami wskoczył na konie i przy wyjeździe z miasta zapewne spotkali się z rycerzem, który postanowił wejść z nim w zakład. Celem wyprawy była misja, którą zlecił im Brodawka, będący jakimś emisariuszem ze swojej wioski. Powody, dla którego Leo w ogóle zdecydował się na wzięcie udziału w tak absurdalnej misji, były dwa. Po pierwsze chciał udowodnić, że nie istnieje nic tak bzdurnego, jak rzekome duchy, a po drugie, chciał się rozerwać małym zakładem. Można by jeszcze powiedzieć, że zechciał się podjąć tego zadania, ze względu na możliwość wyruszenia w drogę, co robił dość często, gdy jeszcze nie osiadł w Pentos.
Na początku dotarli do dwóch wzgórz, które rzeczywiście przypominały piersi, ale w ogóle nie obeszło to Leonarda, który ostatnio w głowie miał tylko jedną kobietę. W niecałe pół godziny dotarli do rozwidlenia dróg. Wedle wskazówek chłopa, udali się prosto, zarośniętą drogą, która najwidoczniej od lat była nieuczęszczana. Po jakimś czasie w końcu dotarli do wioski, a raczej tego, co z niej pozostało. Niepokojącym elementem, była mgła, w której skrywać mogli się ewentualni zbójcy. Redfort zarządził, żeby wszyscy zachowali czujność, a sam dobył swego miecza.
Gdy najpierw jeden z dachów stanął w ogniu, a potem zobaczyli cień, nieco się przeraził. Jednak szybko się opamiętał, zrobił skwaszoną minę i krzyknął.
- Ktokolwiek tu jest, nakazuję mu się ujawnić. W przeciwnym wypadku przy spotkaniu stracicie głowę! - zagroził i jeśli nie było odzewu, choć pewnie nie było, w końcu Leo nie należał do zbyt charyzmatycznych ludzi, ze względu na swój niezaciekawy charakter, to udali się dalej przed siebie.
Po dojechaniu do centrum ukazała im się scena jak ze strasznej historii, opowiadanej przez starą nianię. Najbardziej ciekawy był jednak trup wiszący na drzewie, wyglądało to tak, jakby od pory napadu na wioskę, nikt tu nie był, nawet ludzie z sąsiedniej osady coby pochować zmarłych. W końcu znowu coś błysnęło w oddali, Redfort nieco podekscytowany tak dziwną sytuacją, założył hełm na głowę i dobył kopii.
- Tarcze wysoko, coś czuję, że to może być zasadzka. - powiedział i sam chwycił za tarczę, po czym zaczął jechać w stronę tego płomyku, który był i nagle zgasł. Po załatwieniu sprawy z nieproszonymi gośćmi, o ile tacy byli, miał zamiar ściągnąć ciało z drzewa i je spalić - marny pochówek, ale zawsze jakiś.
Leonard Redfort
Leonard Redfort

Liczba postów : 304
Data dołączenia : 19/08/2020

Powrót do góry Go down

Zgliszcza osady Stary Dąb Empty Re: Zgliszcza osady Stary Dąb

Pisanie  Mistrz Gry Nie Lis 01, 2020 6:35 pm

Tak jak Leo mógł się spodziewać, nie nadeszła żadna odpowiedź. Podjechanie do miejsca, gdzie wydawało mu się, że widział błysk także nie miało większego sensu. Chyba, że miał zamiar wspinać się na trzymetrową, ledwo stojącą ścianę. Dwóch zbrojnych dla pewności jeszcze objechało dookoła wioskę, lecz nikogo nie zastali. Tedy przystąpiono do powierzonych czynności. Redfort wraz z Geroldem zajęli się zdjęciem wisielca z drzewa, zaś dwaj żołnierze poczęli wykopywać grób. Victor stał na straży i bacznie obserwował okolicę.
Kiedy już tę robotę wykonano, kolejnym krokiem miało być przeszukanie Starego Dębu. Konie uwiązano na samym środku placu, tak by potencjalny złodziej miał trudność z kradzieżą wierzchowców niezauważenie. Grupa podzieliła się i zaczęto systematycznie sprawdzać kolejne budynki, o ile w ogóle było w nich co sprawdzać.
Większość budynków była w tragicznym stanie, toteż do niektórych po prostu nie dało się wejść. Co ciekawe, pośród zgliszczy przybyli znaleźli jeszcze łącznie sześć trupów dawnych mieszkańców zamordowanych przez bandytów. Najwyraźniej nikt nie robił sobie problemu z pochowania ich. Prócz tego znaleziono także dwie skrytki, w których było łącznie trzy srebrne monety i siedem miedziaków. Nic poza tym.
Leo jednak nie odpuszczał i w krótkim czasie wykazał się niebywałymi umiejętnościami tropienia. Kilkanaście kroków za osadą odnalazł wąską, wydeptaną ścieżkę prowadzącą w las. Po kilkudziesięciu kolejnych krokach i przedzieraniu się przez bujną roślinności, oczom przybyszów ukazała się naturalnie wydrążona we wzgórzu jaskinia. Ścieżka rzecz jasna prowadziła do wnętrza ciemnej jamy. Polecenia padły niemal natychmiast. Rozpalono trzy pochodnie i grupa ubezpieczając się, ruszyła do środka, zaś na zewnątrz z wierzchowcami został jeden ze zbrojnych uzbrojony w róg do grania. Miałby zadąć w róg, jeżeli będzie miał kłopoty.
Podłoże łagodnie schodziło w dół i lekko zakręcało w lewo, toteż dopiero po kilku chwilach i zbliżeniu się do załomu, dostrzegli wewnątrz poświatę, definitywnie musiało to być ognisko, może nawet dwa. Mimo chrzęszczenia pancerzami, wchodzący próbowali zachować ciszę. Pierwszy zza załomu wyjrzał Redfort i prawdę powiedziawszy nie tego ujrzeć się spodziewał. Mimowolnie zaskoczony ruszył dalej, zaś jego ludzie za nim. A co ujrzał..?
Za załomem jaskinia poszerzała się i rosła ku górze. We wnętrzu stały na wpół zbutwiałe, rozpadające się skrzynie, klecone dosłownie ze wszystkiego co się nadaje sienniki i posłania. Po środku paliły się dwa ogniska, przy których siedziało prawie dwa tuziny ludzi, szybko licząc, którzy na widok wchodzących obcych zdawali się być wystraszeni i zdezorientowani. Około piętnaścioro dorosłych i reszta dzieci. Można było stwierdzić trzy rzeczy po dokładniejszym się im przyjrzeniu. Wszyscy z pewnością byli w przeróżnym wieku, choć dorośli zazwyczaj jednak w podeszłym.
Po drugie, byli mocno wychudzeni, jak gdyby od dawna spożywali bardzo znikome i jedynie trzymające przy życiu posiłki.
W końcu po trzecie, wszyscy co do jednego, czy jednej nie byli normalnymi ludźmi. Normalnymi w ten sposób, iż poznać było można wśród nich kaleków, czy ludzi dotkniętych przez los. Jedna kończyna krótsza od drugiej, czasami brak którejś, zniekształcona nieco czaszka, dziwne tiki, mamrotanie, czy wręcz całe zachowania. Przybysze pochłonięci rejestrowaniem zobaczonego obrazu, usłyszeli za plecami rumor i natychmiast odwrócili się, wywołując wśród "mieszkańców" pojedyncze okrzyki przerażenia. Chwilę później w krąg światła pochodni wkroczył siwowłosy mężczyzna z wyblakłą opaską na lewym oku, która kiedyś musiała być czarna. Nad nią i pod nią, przecinając czoło i policzek, biegła bardzo stara blizna. Miał na sobie stare, brudne i podarte odzienie septona. Pod klerykalną szatą dostrzec można było przetarty, miejscami dziurawy gambeson, zaś w ręku starzec dzierżył pordzewiały, stępiony miecz. W drugiej dłoni przybysze mogli dostrzec mały płomyk ognia, który natychmiast zgasł. Mężczyzna dostrzegłszy rycerza i jego towarzyszy, opuścił broń i zatrzymał się.
- Zachowajmy spokój i nie przelewajmy krwi bez potrzeby. - mimo podeszłego wieku, głos mężczyzny był mocny, niczym uderzenie młota kowalskiego i miał w sobie pewną charyzmatyczną, nie znoszącą sprzeciwu nutę. - Porozmawiajmy.


Wojownik

Mistrz Gry
Mistrz Gry

Liczba postów : 9582
Data dołączenia : 20/11/2017

Powrót do góry Go down

Zgliszcza osady Stary Dąb Empty Re: Zgliszcza osady Stary Dąb

Pisanie  Leonard Redfort Pon Lis 02, 2020 12:30 am

Pomimo starań, Leonard nikogo nie wywołał, a później nikogo nie spotkał, gdy spróbował udać się w kierunku dziwnych świateł. W końcu zarządził postój, podczas którego jeden ze strażników miał stać na straży, a reszta zająć się przeszukiwaniem zgliszczy i zdjęciem ciała. W żadnym wypadku Redfort nie miał zamiaru bawić się w kopanie grobu i chowanie jakiegoś prostaczka. Ułożył go na stosie jakichś gałęzi - to samo zrobił z innymi ciałami - i spalił, jeszcze zarazy mu brakowało. Później, wraz z zespołem zajęli się przeszukiwaniem osady, znaleźli trochę srebra, ale w całości zostało rozdysponowane między ludzi lorda, ten nie chciał bawić się w grosze.
W końcu, gdy wyglądało na to, że nie ma w tym miejscu już czego szukać, oczom Redforta rzucił się jeden ślad, potem kolejny i jeszcze jeden, aż w końcu idąc tym tropem, znalazł jaskinię. Od razu kazał konie przywiązać przy jej wejściu, a sam wraz z trójką towarzyszy wszedł do środka. Jeden pozostał na zewnątrz, miał pilnować koni i dawać znać rogiem, w przypadku jakichś problemów.
Leo szedł na czele drużyny, w jednej ręce trzymał swój miecz, a w drugiej pochodnię, na plecach zaś miał zawieszoną tarczę, którą miał zamiar w chwili niebezpieczeństwa od razu nałożyć. Po niedługim marszu korytarzem jaskini ujrzał blask ognisk, a w końcu wyjrzał zza ściany i ujrzał bandę dzieciaków i kalek. Wraz z towarzyszami spokojnie podszedł do grupy ludzi, choć nadal z dystansem, coś tu było bardzo nie tak. Niedługo po ich wtargnięciu do środka, wyszedł jakiś mężczyzna, wyglądającego na przywódcę, to co najbardziej zaciekawiło Leonarda, to był płomień w jego dłoni, który szybko zgasł.
- Jeśli nikt nie da nam powodu do ataku, nic podobnego się nie stanie. - odparł spokojnie i rozejrzał się po mieszkańcach tego miejsca. - Co tu jest grane? Odpowiadaj ino żwawo! Wioska miała być pusta i... nawiedzona przez duchy. - prychnął. - A widzę tu jedynie bandę kalek, dzieci i starego septona.
Leonard Redfort
Leonard Redfort

Liczba postów : 304
Data dołączenia : 19/08/2020

Powrót do góry Go down

Zgliszcza osady Stary Dąb Empty Re: Zgliszcza osady Stary Dąb

Pisanie  Mistrz Gry Wto Lis 03, 2020 3:28 pm

- To herszt o którym mówił Brodawka, Leo. - odezwał się Victor, zaś po jego słowach zapadła kompletna cisza, którą po dłuższej chwili przerwało ciężkie sapnięcie starca.
- Tak, to ja. Nazywam się Kyle i pięćdziesiąt osiem wiosen temu wraz z kamratami rzeczywiście napadłem na tę wioskę. - przyznał rozbrajająco szczerze. Wyglądał na pogodzonego z losem, gdyby tu i teraz przyszło mu umrzeć.
- Zapewne wynajął Was Mości Rycerze niejaki Sven ze Strumieniska, który to sześć dekad temu był ledwie wyrostkiem, kiedy wyrżnęliśmy wszystkich weselników... poza nim. Myślę sobie, że w ten właśnie sposób Ojciec dosięga mnie w końcu swoją ręką sprawiedliwości... Ale do rzeczy.  - odchrząknął. - Wszystko co Sven opowiedział o tamtej nocy jest prawdą. Wpadliśmy do wioski, kiedy bawili się w najlepsze i nie pozwoliliśmy nikomu uciec. Byliśmy aroganccy, młodzi i głupi. Kiedy ten młody chłopak położył dwóch moich ludzi, mając tylko nóż i stołek, wściekłem się. Wszyscy po kolei zabawiliśmy się z jego młodą żoną, a potem zabiłem ich po kolei. Ech, byliśmy zbyt pewni siebie, uważaliśmy że nikt nie może nam zagrozić. Ze trzy dni później wytropiła nas i dopadła drużyna Graftona. Byłem wtedy przerażony, cholernie bałem się o swoje życie. Zwołać kilku chłopa i obiecać im łatwe i szybkie bogactwo nie było trudno, nie byłem jednak dowódcą. Łatwiej mordowało się chłopów i dziewki we wsiach, niż stawało w polu przeciw zawodowym zbrojnym. Gdy tylko nadarzyła się okazja, zwiałem ile sił w nogach. Ranny, z bełtem w boku, padłem do jakiegoś wykrotu i leżałem w nim trzy dni, umierając. I wtedy Ją ujrzałem, najprawdziwszą Matkę! Przyklęknęła, pochyliła się nade mną, położyła rękę na ropiejącym, gnijącym już boku, gdzie wciąż tkwił mi bełt. Uwierzcie mi, znam się na tym - umierałem, w rany wdało się zakażenie i wszystkie ropiały. Nie miałem prawa przeżyć. I wtedy, tak po prostu Ona kazała mi przestać odbierać życie, a zacząć mu służyć.
Posłuchałem.
Z jakimś nieludzkim wysiłkiem podniosłem się. Wtedy Matka znikła, a w jej miejsce pojawiła się Starucha ze swoją lampą i bez słowa ruszyła przez leśne ostępy. Wiedziałem, że muszę podążyć za nią. Nie wiem jak długo tak szedłem. Minuty..? Godziny..? Nie wiem. W końcu, gdy czułem, że życie właśnie ze mnie wypływa przez rany, które na nowo się pootwierały, ujrzałem w oddali niewielki kamienny sept. To był znak. -
staruszek umilkł na moment, najwyraźniej kontemplując przeszłość, by wkrótce dalej podjąć opowieść.
- Mieszkający tam septon zajął się mną. Wiele tygodni dochodziłem do siebie, potem wiele miesięcy przygotowywałem się do wstąpienia między kapłanów. Kiedy to nastąpiło, pozostałem w sepcie, choć trudno było mi usiedzieć w miejscu, by pomagać Marcasowi, gdyż był już stary i powoli niedomagał. Dwa lata później zmarł na zapalenie pod koniec ciężkiej zimy. Wtedy poprosiłem przełożonych w Gulltown, by przysłali kogoś, by zajął się septem, a sam wkrótce wyruszyłem w drogę. Następne dekady spędziłem na szlaku, przemierzając niemal cały półwysep, opiekując się ludźmi, niejednokrotnie przelewając krew banitów i bandytów w obronie potrzebujących. Wtedy też odkryłem mroczną tajemnicę tych trzech, sąsiadujących ze sobą osad. Zacząłem znajdować wszędzie wokół porzucone sieroty, wypędzonych z wiosek kaleków i ludzi dotkniętych przez los, którymi nikt nie chciał się opiekować, ni karmić. - ostatnie słowa niemal ociekały wrogością.
- Pewnego dnia znalazłem tą jaskinię i tutaj postanowiłem stworzyć dom tym ludziom. I owszem, prawdą jest, że kradnę z obu wiosek jedzenie, by wykarmić tych tutaj. A legenda o duchu..? Nie było trudno jej stworzyć. Zaciągnąłem tu ciało jednego z zabitych przeze mnie bandytów i powiesiłem go. A to potrafiłem od dziecka. - jak na zawołanie, w wolnej dłoni mężczyzny pojawił się niewielki płomień. - Legenda o duchu pozwalała nam tutaj żyć w spokoju. Co teraz zrobicie z tym, Mości Rycerze..? - zapytał, parodiując gest ukłonu.
Nim jednak ktoś zdołał wykrztusić z siebie jakieś słowo, na zewnątrz rozległ się głos rogu. Po chwili konsternacji, Leo i jego ludzie natychmiast rzucili się ku wyjściu. Kyle pozostał wraz ze swoimi podopiecznymi, wśród których dało się słyszeć głosy przerażenia, dezorientacji i histerii.
W drodze na górze, Leo kontem oka zobaczył wgłębienie w ścianie korytarza, które zakrywał teraz nieco odsunięty, idealnie imitujący skałę materiał. To tutaj musiał znajdować się były herszt, kiedy wchodzili do jaskini. Kiedy w końcu wybiegli na zewnątrz, ich oczom ukazała się sporych rozmiarów grupa prostaczków, głównie mężczyzn. Na oko jakiś tuzin ludzi uzbrojonych w noże, widły, siekiery i drewniane tyczki.
- To was wyjął Brodawka, byście pozbyli się ducha..? - zapytał najpostawniejszy z mężczyzn, który dzierżył w rękach topór do ścinania drzew. - Mamy dość paniczyków, którzy wyśmiewali naszych problemów, przyśliśmy sami ubić ducha! - wśród tłuszczy podniosły się pomruki aprobaty. - Coście Mości znaleźli w grocie..? Tam się ukrywa nasz duch..? Wyłaź pomiocie!!! - mały tłum wyglądał na zdecydowany rozprawić się z "duchem" czymkolwiek on był. Leonardowi i jego kompanom pozostało mądrze dobrać słowa, gdyż argument siły wydawał się tutaj nie mieć żadnego przebicia...


Wojownik

Mistrz Gry
Mistrz Gry

Liczba postów : 9582
Data dołączenia : 20/11/2017

Powrót do góry Go down

Zgliszcza osady Stary Dąb Empty Re: Zgliszcza osady Stary Dąb

Pisanie  Leonard Redfort Sro Lis 04, 2020 10:26 am

-No w sumie, jak tak teraz spojrzeć, prawie zgodny z opisem. - oznajmił, lustrując mężczyznę przed nim, to, że go nie rozpoznał, było normalną sprawą, skąd mógł się spodziewać, że ów bandyta przeżył przez tak wiele lat. Wszelkie wątpliwości wkrótce zostały rozwiązane przez samego zainteresowanego, który potwierdził słowa Victora. Nie, żeby Redfort jakoś się obruszył z tego powodu, w końcu zostało to już wcześniej powiedziane.
- Zgadza się, niejaki Sven zwany Brodawką. - odpowiedział, nadal pewnie trzymając broń w swoim ręku i będąc gotowym, w każdej chwili chwycić po tarczę. Gdy tylko Leo potwierdził słowa bandyty, od razu zaczął tego żałować, mężczyzna rozpoczął długą opowieść o swoim losie, życiu i późniejszej przemianie. W trakcie jej trwania patrzył raz to na niego, raz na kaleki i sieroty. Wydawało się, że był szczery, w końcu co robiłby tu na czele tych wszystkich ludzi. Gdy już dochodziło do końca opowieści, starzec po raz kolejny przedstawił mu sztuczkę z ogniem. Redfort był wobec niej nieco sceptyczny, ale ów człowiek nie wyglądał na kuglarza, a sam płomień przypominał mu doświadczenie z okolic Pentos, gdzie widział mężczyznę podpalającego swoją broń prostym ruchem ręki.
- Dobre pyt... - zaczął odpowiadać i wtedy zabrzmiał róg, który zwiastował jakieś kłopoty. Redfort zerwał się do biegu i jeszcze rzucił w kierunku septona-banity kilka słów.
- Schowajcie się i pogaście światła, a jeśli to jakaś wasza sztuczka to... - spojrzał wymownie i pobiegł dalej.
Przed wejściem do jaskini napotkał bandę rozwścieczonych chłopów, których reprezentował największy z całej bandy. Przedstawił on swoje żądania i zaczął krzyczeć, w tym czasie cała piątka ustawiła się przy sobie i będąc gotowym do ewentualnego starcia.
- Waż język! - odparł w jego stronę, będąc widocznie niezadowolonym z tego, w jaki sposób odzywa się on do wyżej urodzonego. - Ale tak, wynajął nas niejaki Sven. A ducha tam żadnego nie ma, ino banda sierot i starców, którzy was okradali. - oznajmił spokojnie, lecz z widocznie niezadowolonym grymasem na twarzy. - Nie dojdzie też do żadnego samosądu, miał tu przybyć brat lorda Graftona i on zdecyduje o ich losie, podlegają wszak pod jurydykę Graftonów, a każde działanie ich poddanych przeciwko woli lorda lub jego przedstawiciela uznane zostanie za zdradę i skończyć się może Murem... lub sznurem. - wyjaśnił sytuację. Jeśli chłopi nie mieli zamiaru odstąpić od wymierzenia "sprawiedliwości" grupa rycerzy cofnęła się w zwartym szeregu z wysoko uniesionymi tarczami do wejścia jaskini*, gdzie spróbowali zająć całą długość jamy i bronić jej w wąskim miejscu. Jeśli walka szła słabo, stopniowo się cofali.

*jeśli nie było miejsca na 5 w przejściu to nawet lepiej, stanęli w dwuszeregu i jeden z tyłu poza dźganiem zza pleców towarzyszy trzymał pochodnię, która miała rozświetlać jaskinię.
Leonard Redfort
Leonard Redfort

Liczba postów : 304
Data dołączenia : 19/08/2020

Powrót do góry Go down

Zgliszcza osady Stary Dąb Empty Re: Zgliszcza osady Stary Dąb

Pisanie  Mistrz Gry Pią Lis 20, 2020 11:59 am

Chłopi na moment zatrzymali się, nie bardzo wiedząc co zrobić. Drwal jako pierwszy otrząsnął się z konsternacji i postąpił krok do przodu. Splunął.
- Jebać Graftonów. - wysyczał. - Nie chcieli nam do tej pory pomóc, czemu mieliby to zrobić teraz..? Zejdźcie nam z drogi panie, skoro nie chcecie pomóc. Ci starcy to pewnie nie kto inny, jak dawni zbóje, którzy uszli zbrojnym i schowali się w tej o jaskini. - wyraźnie słowa Leonarda nijak nie podziałały na rozwścieczony tłumek. Albo byli tak zaślepieni chęcią zemsty, albo Redfort po prostu był słaby w przekonywaniu do swych racji. Tak, czy inaczej szykowało się na walkę.
Sam wylot jaskini był na tyle szeroki, by móc pomieścić trzech ludzi obok siebie. W pierwszym szeregu stanął więc Leonard wraz ze swoimi Tarczami, zaś z tyłu wspierać ich mieli dwaj zbrojni. Tłumek pod przywództwem drwala ruszył do ataku. Po chwili okazało się, iż na jednego "obrońcę" jaskini przypada dwóch napastników. I tak drwal wraz z postawnym chłopem dzierżącym rzeźnicki tasak zaatakowali osłaniającego prawą flankę Gerolda. Stojącemu na lewej flance Victorowi przypadło dwóch jegomości dzierżących odpowiednio widły i długi kij.
Stojącego w środku Leonarda zaatakowała rudowłosa kobiecina w średnim wieku z widłami i podobny do niej młodzik także uzbrojony w widły. Wywiązała się kilkuminutowa walka, w której krew lała się po równo, po obu stronach. Młody Redfort nieopatrznie zlekceważył niebezpieczeństwo, jakie może nieść za sobą kobieta z widłami, w konsekwencji czego ta zaatakowała jako pierwsza. Uderzyła celnie, wbijając kolce między płyty pancerza. Rycerz natychmiast poczuł ból w lewym boku, gdzie broń przebiła skórę.
Po kilku minutach połowa atakujących padła zaszlachtowana przez mężnych rycerzy doliny, zaś reszta z drwalem na czele postanowiła dokonać odwrotu i popędziła ile sił w nogach w stronę lasu. Do Leonarda pozostawała decyzja, czy ich ścigać, czy odpuścić. Sam panicz miał na sobie jedną, dość lekką ranę. Niestety jego dwaj towarzysze mieli się gorzej. Obaj wyglądali źle, broczyli krwią z wielu nacięć i nakłuć, pomimo noszonych ciężkich, płytowych pancerzy. Całkowicie nieruszeni pozostawali obaj zbrojni, którzy stali za plecami pierwszego szeregu w czasie walki.
- Wejdźcie do środka, opatrzę was. - usłyszeli za swoimi plecami głos Kyle'a, który wyłonił się z ciemności...

Wojownik
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Liczba postów : 9582
Data dołączenia : 20/11/2017

Powrót do góry Go down

Zgliszcza osady Stary Dąb Empty Re: Zgliszcza osady Stary Dąb

Pisanie  Leonard Redfort Pią Lis 20, 2020 1:08 pm

- Już za same te słowa czeka was Mur. - odpowiedział i w szeregu cofnął się na linię jaskini, gotując się do walki. Nikt, zwłaszcza sam Leo nie wierzył w swoje umiejętności perswazji, więc trzeba było szykować się do starcia. Niedługo po zakończeniu wywodu mężczyzny, wieśniacy rozpoczęli natarcie.
- Głupcy. - zasyczał Leo i podniósł tarczę, żeby osłonić się przed widłami jakiejś kobiety, niestety ta, wykonała jakiś zwód i ugodziła go między płyty, zadając niewielką ranę. Rozsierdziło to rycerza, który uderzył ją tarcza w twarz, a potem poprawił mieczem. Naturalnie, nie miał zamiaru nikogo zabijać, o czym też poinstruował swoich towarzyszy. Młodzika próbował za to ogłuszyć, mocnym uderzeniem tarczy, tak samo robił z innymi, najwyżej pomagając sobie trochę płazem miecza. Po kilku minutach walki w końcu napastnicy odpuścili i zaczęli pierzchać. Wyglądało na to, że jego towarzysze są nieco bardziej ranni niż on sam, więc to oni potrzebowali pomocy zaoferowanej przez banitę-septona, ale po powrocie do miasta i tak trzeba było udać się do wyspecjalizowanych medyków, którzy byli zatrudnieni u Leo. Po zajęciu się jego towarzyszami, mieli rozejrzeć się za żywymi wieśniakami i opatrzyć ich, a potem związać.
- Zajmij się nimi. Roger i Tyrek, na koń i ścigamy uciekających, mogą wrócić z większą siłą. Nie zabijamy, tylko pętamy bądź ogłuszamy. Jazda. - wydał rozkaz i sam szybko wskoczył na swojego wierzchowca i już w trakcie jazdy zmienił broń na jakiś obuch. Jego pierwszym celem stał się drwal, przywódca tego rozjuszonego stada.
Leonard Redfort
Leonard Redfort

Liczba postów : 304
Data dołączenia : 19/08/2020

Powrót do góry Go down

Zgliszcza osady Stary Dąb Empty Re: Zgliszcza osady Stary Dąb

Pisanie  Mistrz Gry Pon Lis 23, 2020 8:15 pm

Zgodnie z wolą Leonarda większość napastników udało się ostatecznie pozbawić przytomności, acz wciąż trzeba było opatrzyć ich rany, by pozostali przy życiu. Większość, lecz nie wszystkich... Gerold bowiem tak się wściekł na tutejszego rzeźnika, iż zapędził się w odpłacaniu mu, konsekwencją czego była rychła śmierć mężczyzny po właściwie otwarciu mu klatki piersiowej dzierżonym brzeszczotem.
Rozkazy padły i chwilę później, nie wiadomo skąd u boku Kyle'a pojawiły się cztery sieroty. Lekko ułomne dzieciaki pomogły rannym rycerzom wejść do jaskini. Tymczasem sam Redfort wraz z pozostałymi dwoma zbrojnymi zręcznie wsiedli na konie i pocwałowali za uciekającymi. Były pan Redfort za cel wziął sobie samoistnego przywódcę bandy, będącego najwyraźniej tutejszym drwalem. Za najlepsze, by go powalić uznał zwyczajne uderzenie płazem miecza w tył głowy, by jak najszybciej stracił przytomność. Plan może i dobry, jednak Leo nie docenił swojej siły... No i pędu konia.
W momencie, kiedy stal pocałowała potylicę mężczyzny, czaszka pękła ze słyszalnym trzaskiem i widowiskowym rozpryskiem krwi dookoła. Ci z uciekających, którzy to dostrzegli, jakby dostali dodatkowej motywacji do ucieczki. Znając okoliczne lasy, szybko umknęli w stronę gęstszego lasu, gdzie już nie tak łatwo jechać konno. A z całą pewnością prowadzić pościg za pieszym. Ostatecznie złapano czwórkę z ponad tuzina uciekających...


Wojownik
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Liczba postów : 9582
Data dołączenia : 20/11/2017

Powrót do góry Go down

Zgliszcza osady Stary Dąb Empty Re: Zgliszcza osady Stary Dąb

Pisanie  Leonard Redfort Sro Lis 25, 2020 8:08 pm

Wsiadając na konia, Leo nie miał zamiaru doprowadzić do niczyjej śmierci, no ale jak to zazwyczaj bywa, chęci nie zawsze się liczą. Impet nadany przez konia i inne losowe rzeczy, wpłynęły na to, że drwal, którego Redfort obrał sobie za cel, dość szybko pożegnał się ze swym życiem. Nim reszta prostaczków uciekła w gęstwiny lasu, udało się złapać ich jeszcze kilku. W końcu zaprowadzono wszystkich ogłuszonych i rannych do jaskini, gdzie mieli zostać później opatrzeni, a drwala spróbowano zeskrobać z ziemi, żeby nie leżał tak na środku wioski.
- Moja kolej. - powiedział, gdy Victor skończył być opatrywany. Podciągnął koszulę, na której wcześniej miał napierśnik i pokazał kilka dziur, które pojawiły się za sprawą feralnych wideł. Już po opatrzeniu, mogli na spokojnie wrócić do przerwanej im rozmowy.
- Co mam z wami począć....nie możecie tu zostać, to na pewno. - westchnął. - Winny kradzieży jesteś wyłącznie Ty, ale w sumie, nie mam zamiaru o tym nikomu mówić, należy się tym głupcom. Hm.. mogę mieć propozycję. - oznajmił i spojrzał się po zbieraninie starców i sierot. - Mogę wziąć najlepszego lub nawet dówhc chłopaków na giermka, bo tak się składa, że poszukuję. Reszta dzieciaków może wstąpić do mojego oddziału, na pewno strawy i dachu nad głową im wtedy nie zabraknie, panie i panienki mogą pomagać moim medykom w leczeniu. Za to z tymi... - spojrzał na starców i kaleki. - Umieją nosić broń albo robić cokolwiek pożytecznego? Może mają jakieś umiejętności? W każdym razie chcę wam jakoś pomóc, bo... mam taki kaprys. Zresztą dla Ciebie też miałbym robotę, chce się nauczyć tego, co robisz z tym ogniem, wygląda pożytecznie.
Leonard Redfort
Leonard Redfort

Liczba postów : 304
Data dołączenia : 19/08/2020

Powrót do góry Go down

Zgliszcza osady Stary Dąb Empty Re: Zgliszcza osady Stary Dąb

Pisanie  Mistrz Gry Nie Lis 29, 2020 5:57 pm

Kyle pomógł żołdakom Redforda ściągnąć nieprzytomnych, byłych napastników do jaskini, gdzie zawczasu - nim się obudzą - zostali związani. Dwoje z mieszkańców przystąpiło natychmiast do ich opatrywania. Sam ex-septon postanowił osobiście opatrzyć towarzyszy Leonarda, jak i jego samego. Szycie i łatanie poszło sprawnie, choć staruszek zużył na nich sporą część swoich zapasów. Kiedy zaś rycerz wrócił do rozmowy, Kyle tylko uśmiechnął się spoglądając na swoich podopiecznych.
- Może wcześniej było za słabe światło, byś mógł się im przyjrzeć panie. Jak już mówiłem, nie mamy tutaj normalnych sierot. Wszystkie te dzieci są ułomne, często psychicznie, nierzadko też fizycznie. Większość czasu spędzają w tej jaskini, niemal tylko na spaniu, jedzeniu i wypróżnianiu i niczym więcej. Owszem, nauczyłem niektóre szyć, czy cerować, ale wątpię, by nadawały się do twojej armii mości rycerzu. - wrócił wzrok na Leonarda. - Większość z tych kalekich starców to prości ludzie, czy drobni rzemieślnicy, którzy walczyli w wojnach swoich królów, czy lordów i tak im odpłacono za wierną służbę. Znajdziesz tu bednarza bez ręki, górnika z bezcenną wiedzą bez oka i połowy stopy. Ten tutaj... - wskazał rudowłosego mężczyznę w podeszłym wieku, któremu brakło lewej ręki od łokcia, oraz małego palca prawej ręki. - Tom był jednym z lepszych konstruktorów galer w Gulltown, dopóki nie stawił się na wezwanie swego lorda. Jeśli chcesz ich zabrać panie, mam nadzieję, że będą mieli lepsze życie, niż tutaj. Hmmm... Tego..? - zapytał, kiedy w jego dłoni pojawił się mały płomień.
- Nic wielkiego, a tym bardziej pożytecznego. Do walki nadaje się, kiedy ktoś podejdzie na odległość sztyletu, a i wtedy ledwie poparzy. Niestety nie nauczyłem się nic więcej. Jeśli jednak chcesz, czemu nie..?


Wojownik



Leczenie:
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Liczba postów : 9582
Data dołączenia : 20/11/2017

Powrót do góry Go down

Zgliszcza osady Stary Dąb Empty Re: Zgliszcza osady Stary Dąb

Pisanie  Leonard Redfort Wto Gru 01, 2020 10:48 pm

Mając czas i lepsze światło, rzeczywiście z tych podrostków raczej nie miałby nic dobrego, a tylko dodatkowe gęby do wykarmienia. Żadni giermkowie nigdy z nich nie będą, prawdopodobnie umrą na pierwszą lepszą chorobę i co zaskoczyło Redforta, to fakt, że w tej jamie przeżyły całą zimę! To już było jakieś osiągnięcie. W rezultacie tego wszystkiego jeszcze raz obrzucił wzrokiem wszystkich obecnych w jaskini i westchnął.
- Weźcie to, przyda wam się i jest to zapłata za medykamenty. - powiedział, po czym wcisnął w rękę septona kilka złotych monet, tak z cztery.
- Tu nie przeżyją zbyt długo, musicie odejść, zwłaszcza że tamte chamy* wiedzą gdzie jesteście. - oznajmił. - Mogę was zabrać do miasta, stamtąd możecie udać się, chociażby.. na Mur. Może i jest to złe rozwiązanie, ale będziecie dostawać miskę żarcia i będziecie mieli prawdziwy dach nad głową, a ci tutaj przynajmniej jakoś przydadzą się społeczeństwu. - wymyślił, coś trzeba było z nimi zrobić. Gdy zaś przeszli do omawiania tej niezwykłej sztuczki z ogniem, Leonard miał dla mężczyzny bardzo dobrą ofertę.
- Niedługo ruszam na ekspedycję do Valyrii, a spodziewam się, że nauka tego nie jest prosta. Oferuje Ci więc zaciąg do mnie na służbę, pod moim dachem niczego Ci nie zabraknie. Jeśli martwisz się o tych ludzi tutaj, opłacę dla nich opiekuna, który przetransportuje ich na Mur lub znajdzie miejsce w przytułku, może przyjmą ich milczące siostry? - zaproponował, no, ale jeśli mężczyzna nie miał zamiaru się ruszać, wówczas Leonard poprosił go o przekazanie mu wiedzy, w jaki sposób nauczyć się tej sztuczki. Leonard wówczas wyciągnął przybory do pisania i spisał sobie wskazówki. Od tej pory miał zamiar codziennie ćwiczyć, aż mu się to nie uda. Jeśli to było wszystko, wyszedł z jaskini wraz ze swoimi ludźmi i udali się do miasta, być może byli ranni, ale nie mogli zostać w takiej dziurze.
*mianem chama określano prostego człowieka/wieśniaka/nie szlachcica.
Leonard Redfort
Leonard Redfort

Liczba postów : 304
Data dołączenia : 19/08/2020

Powrót do góry Go down

Zgliszcza osady Stary Dąb Empty Re: Zgliszcza osady Stary Dąb

Pisanie  Mistrz Gry Sro Gru 02, 2020 12:01 am

Kyle przyjął zapłatę ze zmieszaną miną i schował ją za pasek. Kiedy jednak usłyszał od Leonarda o wysłaniu swoich podopiecznych na Mur... Natychmiast wszelka pogodność i radość - o ile taka gościła - znikła z oblicza byłego septona. Miał pozwolić wysłać ich na Mur..? Większość z nich mogłaby nie przeżyć takiej podróży, a już z całą pewnością nikt nie przeżył by zbyt długo na Murze. Nie mówiąc już o fakcie, że praktycznie żadne z jego podopiecznych nie nadawało się do służby wśród Nocnej Straży.
Dostrzegł jednak okazję, kiedy Leo rozwinął swój tok myślenia. Przytułek, czy nawet dom Milczących Sióstr nie byłby taki zły. Może warto było to przemyśleć..? No i jeszcze ta propozycja nauki zaklęcia, oraz dołączenia do młodego panicza. Mężczyzna zastanawiał się tylko przez chwilę.



Wojownik
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Liczba postów : 9582
Data dołączenia : 20/11/2017

Powrót do góry Go down

Zgliszcza osady Stary Dąb Empty Re: Zgliszcza osady Stary Dąb

Pisanie  Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach