Wody Zachodu
Strona 2 z 2 • Share
Strona 2 z 2 • 1, 2
Wody Zachodu
First topic message reminder :
Morza przy wybrzeżach Zachodu.
Dorian Hightower.- Liczba postów : 254
Data dołączenia : 05/12/2017
Re: Wody Zachodu
Okręt dowodzony osobiście przez Harlana zbliżał się z jednej strony do dryfującego drakkaru, gdy tymczasem drugi ze statków Żelaznego robił to samo po przeciwnej burcie. Gdy tylko zbliżyli się na odpowiednią odległość, dokonano natychmiastowego abordażu. Żelaźni Ludzie wskoczyli na deski pokładu, lecz nikt im nie odpowiedział. Wszechobecną ciszę zakłócało jedynie skrzypienie drewna i wiatr świszczący pośród olinowania.
Gdy tylko Harlan przeszedł się po pokładzie tajemniczego statku, mógł dostrzec tu i ówdzie plamy zaschłej krwi, czy choćby ślady walki, do której mogło tu dojść. Widział bowiem rysy na masztach powstałe od cięć być może mieczem, może jakimś innym podobnym ostrzem. Widział też zagłębienia w pokładzie, gdzie wbić się musiały groty strzał. Niestety nic poza tym nie było, ani ciał załogi czy napastników, ani choćby złamanej strzały. Dziwne...
Ludzie Pyke'a tymczasem rozeszli się po drakkarze, by po kilku minutach zawiadomić Harlana o pewnym znalezisku. Na najniższym pokładzie, w celi znaleziono rannego mężczyznę, który jeszcze żyje. Z relacji ludzi, którzy go znaleźli dowódca mógł wywnioskować, iż taki stan rzeczy długo nie potrwa...
Gdy tylko Harlan przeszedł się po pokładzie tajemniczego statku, mógł dostrzec tu i ówdzie plamy zaschłej krwi, czy choćby ślady walki, do której mogło tu dojść. Widział bowiem rysy na masztach powstałe od cięć być może mieczem, może jakimś innym podobnym ostrzem. Widział też zagłębienia w pokładzie, gdzie wbić się musiały groty strzał. Niestety nic poza tym nie było, ani ciał załogi czy napastników, ani choćby złamanej strzały. Dziwne...
Ludzie Pyke'a tymczasem rozeszli się po drakkarze, by po kilku minutach zawiadomić Harlana o pewnym znalezisku. Na najniższym pokładzie, w celi znaleziono rannego mężczyznę, który jeszcze żyje. Z relacji ludzi, którzy go znaleźli dowódca mógł wywnioskować, iż taki stan rzeczy długo nie potrwa...
Zguba Omberu
Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry (J) dnia Sob Gru 01, 2018 6:47 pm, w całości zmieniany 1 raz
Czeladnik Gry- Liczba postów : 1641
Data dołączenia : 07/03/2018
Re: Wody Zachodu
Statki Harlan podpłynęły do drakkaru. Kiedy dwa statki były po przeciwnych stronach burt, Harlan zszedł na pokład jako jeden z pierwszych. Na pokładzie nie było nikogo widać ani żywej duszy. Dlatego Harlan nakazał przeszukanie statku. Samemu zaś przeszedł po pokładzie i w niektórych miejscach odnalazł zaschnięte ślady krwi. Co tu się wydarzyło? Mógłby się zastanawiać tak przez jeszcze sporo czasu, ale jego ludzie odnaleźli kogoś podpokładem. Harlan sam do niego ruszył, by go wypytać. Gdy ruszył, rozkazał swoim ludziom rozglądanie się, aby zobaczyć czy jakieś wrogie statki nie urządziły zasadzki.
- Co tu się wydarzyło? - Zapytał Harlan, kiedy dotarł do człowieka. Kiedy usłyszał odpowiedź, zadał jeszcze jedno pytanie. - Kim jesteś? - Wolał zadawać to pytanie później, bo mógł w każdej chwili ów człek umrzeć. Jeśli człowiek poprosił o coś do picia, to Harlan podał mu bukłak z wodą. Kiedy zakończyć wypytywanie, a człowiek jeszcze żył, to Harlan przebił mu serce sztyletem, okazując akt łaski.
- Co tu się wydarzyło? - Zapytał Harlan, kiedy dotarł do człowieka. Kiedy usłyszał odpowiedź, zadał jeszcze jedno pytanie. - Kim jesteś? - Wolał zadawać to pytanie później, bo mógł w każdej chwili ów człek umrzeć. Jeśli człowiek poprosił o coś do picia, to Harlan podał mu bukłak z wodą. Kiedy zakończyć wypytywanie, a człowiek jeszcze żył, to Harlan przebił mu serce sztyletem, okazując akt łaski.
Harlan Pyke.- Liczba postów : 21
Data dołączenia : 14/06/2018
Re: Wody Zachodu
Ludzie Żelaznego natychmiast rozeszli się, by wypatrywać wrogich okrętów. Nic jednak na horyzoncie się jak dotąd nie pojawiło. Harlan tymczasem pokonał kilka pokładów i przepchnął się między swoimi ludźmi do celi, w której leżał ranny mężczyzna. Marynarz miał białą skórę i na oko jakieś pięćdziesiąt kilka lat. Choć jego skóra wydawała się być sucha i pomarszczona, ciało nadal pozostawało twarde i żylaste, pomimo dość zaawansowanego wieku. Mimo, że wyglądał na ogorzałego wilka morskiego, z całą pewnością Pyke mógł stwierdzić, że nie jest on Żelaznym. Ramiona, ręce i nogi mężczyzny znaczyło wiele dość płytkich ran, zaś w pobliżu leżał złamany rapier, najpewniej broń konającego.
Marynarz trzymał się oburącz za brzuch i był na skraju wytrzymałości. Gdy tylko dowódca zbliżył się bardziej do niego, dostrzec mógł wnętrzności wypływające z szerokiej rany na brzuchu, które mężczyzna próbował wepchnąć do środka. Podniósł głowę ciężko dysząc i spojrzał na Harlana nieco zamglonym wzrokiem.
- To były diabły! - zaskrzeczał, plując śliną i krwią. - Jednookie demony z zakrzywionymi mieczami! To nie mogli być ludzie, to nie byli ludzie! Pojawili się wraz z mgłą, nawet nie wiadomo kiedy. Nie mieliśmy jak się obronić. - szaleństwo i obłęd w oczach umierającego, coś niewypowiedzianie groźnego w jego słowach zrobiło wrażenie nawet na ludziach Pyke'a, twardych jak skały ich wysp wilkach morskich. Cofnęli się trwożnie o krok z dłońmi na rękojeściach broni, tymczasem staruszek kontynuował swój monolog, przerywając go kaszlem i pluciem krwią.
- Ich twarze rozmywały się, jakby ich wcale nie mieli. Żaden też nie potrafił powiedzieć ani słowa, tylko warczeli do siebie. Mogę przysiąc, że usiekłem przynajmniej trzech tu, w tej celi! - oczy mężczyzny coraz wyraźniej zachodziły mgłą. Harlan zaś, gdyby się rozejrzał, dostrzegłby iż rzeczywiście zaschłej krwi jest więcej, niż mogłaby należeć do jednego człowieka. - Ich dowódca... Mówił coś o Samotnym Świetle... Pojawili się wraz z mgłą... - zacharczał raz jeszcze, po czym jego klatka przestała się unosić od krótkich, łapczywie wciąganych oddechów. Wojownicy spojrzeli po sobie zdezorientowanym wzrokiem. Czy ten człowiek mówił o Samotnym Świetle, wyspie Farwyndów, którą splądrowano jakiś miesiąc temu..? Wszyscy spojrzeli wyczekująco na swego kapitana...
Marynarz trzymał się oburącz za brzuch i był na skraju wytrzymałości. Gdy tylko dowódca zbliżył się bardziej do niego, dostrzec mógł wnętrzności wypływające z szerokiej rany na brzuchu, które mężczyzna próbował wepchnąć do środka. Podniósł głowę ciężko dysząc i spojrzał na Harlana nieco zamglonym wzrokiem.
- To były diabły! - zaskrzeczał, plując śliną i krwią. - Jednookie demony z zakrzywionymi mieczami! To nie mogli być ludzie, to nie byli ludzie! Pojawili się wraz z mgłą, nawet nie wiadomo kiedy. Nie mieliśmy jak się obronić. - szaleństwo i obłęd w oczach umierającego, coś niewypowiedzianie groźnego w jego słowach zrobiło wrażenie nawet na ludziach Pyke'a, twardych jak skały ich wysp wilkach morskich. Cofnęli się trwożnie o krok z dłońmi na rękojeściach broni, tymczasem staruszek kontynuował swój monolog, przerywając go kaszlem i pluciem krwią.
- Ich twarze rozmywały się, jakby ich wcale nie mieli. Żaden też nie potrafił powiedzieć ani słowa, tylko warczeli do siebie. Mogę przysiąc, że usiekłem przynajmniej trzech tu, w tej celi! - oczy mężczyzny coraz wyraźniej zachodziły mgłą. Harlan zaś, gdyby się rozejrzał, dostrzegłby iż rzeczywiście zaschłej krwi jest więcej, niż mogłaby należeć do jednego człowieka. - Ich dowódca... Mówił coś o Samotnym Świetle... Pojawili się wraz z mgłą... - zacharczał raz jeszcze, po czym jego klatka przestała się unosić od krótkich, łapczywie wciąganych oddechów. Wojownicy spojrzeli po sobie zdezorientowanym wzrokiem. Czy ten człowiek mówił o Samotnym Świetle, wyspie Farwyndów, którą splądrowano jakiś miesiąc temu..? Wszyscy spojrzeli wyczekująco na swego kapitana...
Zguba Omberu
Czeladnik Gry- Liczba postów : 1641
Data dołączenia : 07/03/2018
Re: Wody Zachodu
Ludzie Harlana zajęli swoje stanowiska i wypatrywali. Sam Pyke natomiast zaczął schodzić coraz niżej, po drodze widział ślady krwi. Wreszcie, gdy dotarł do mężczyzny, pierwsze co zobaczył, to ślady rany na brzuchu. Obok niego leżał złamany rapier. Nie wyglądał na Źelaznego, więc był pewnie człowiekiem z zielonych krain. Jego opowieści były straszne, nawet ludzie Harlana wyglądali na przerażonych, chociaż pewnie tego nigdy nie przyznają. Ludzie Harlana cofnęli się, jednak sam kapitan tego nie zrobił. Słuchał uważnie i z powagą, zastanawiając się, czy ten człowiek zaraz nie umrze. Kiedy skończył mówić, Harlana postanowił przyznać mu dar łaski i wbił mu sztylet w głowe, by następnie wytrzeć go o jego ciało. Teraz nasuwało się pytanie, wyruszyć na Lonely Light, czy nie? Z jednej strony, cel podróży był inny, jednak przygoda była tego warta. Król mógł zaczekać. Spojrzał na swoich ludzi, widział strach w niektórych oczach, jednak wiedział, że są Żelaznymi i strach nic dla nich nie znaczy.
- Przyjąć kurs na Lonely Light. - Rzekł głośno z wyraźnym uśmiechem na twarzy. Przed wypłynięciem, nakazał jeszcze pozbyć się ciał z Drakkaru i przy pomocy lin, podłączyć go do Dromonu. Dał też 10 ludzi, by mogli względnie sterować.
- Przyjąć kurs na Lonely Light. - Rzekł głośno z wyraźnym uśmiechem na twarzy. Przed wypłynięciem, nakazał jeszcze pozbyć się ciał z Drakkaru i przy pomocy lin, podłączyć go do Dromonu. Dał też 10 ludzi, by mogli względnie sterować.
Harlan Pyke.- Liczba postów : 21
Data dołączenia : 14/06/2018
Re: Wody Zachodu
Żelaźni Ludzie przyjęli rozkaz bez zbędnych marudzeń. Większość z nich natychmiast opuściła drakkar i wróciła na swoje jednostki. Pozbycie się ciał poszło bardzo szybko, w końcu na całym okręcie był tylko ten marynarz z celi. Trup po kilku chwilach tonął już w wodach Morza Zachodzącego Słońca, zaś ludzie Harlana wzięli się za liny, by wziąć pusty drakkar na hol.
Kilkadziesiąt minut później - wciąż nie dopatrując się nigdzie żadnej zasadzki, ani wrogów - flota Pyke'a powoli zawróciła i skierowała się na posępną wyspę Farwyndów. Ostatnie przyjazne miejsce żeglarzom na zachód od kontynentu, o ile można je tak w ogóle nazwać. Ponoć dalej nie ma już nic, poza bezkresem fal daleko po horyzont. Ni wysepki, ni nawet najmniejszego kamienia...
Kilkadziesiąt minut później - wciąż nie dopatrując się nigdzie żadnej zasadzki, ani wrogów - flota Pyke'a powoli zawróciła i skierowała się na posępną wyspę Farwyndów. Ostatnie przyjazne miejsce żeglarzom na zachód od kontynentu, o ile można je tak w ogóle nazwać. Ponoć dalej nie ma już nic, poza bezkresem fal daleko po horyzont. Ni wysepki, ni nawet najmniejszego kamienia...
Zguba Omberu
Czeladnik Gry- Liczba postów : 1641
Data dołączenia : 07/03/2018
Re: Wody Zachodu
28 lipca 336 AC
Po krótkich przygotowaniach trzy okręty Żelaznych Ludzi wyruszyły z Wielkiej Wyk. Droga do Lannisportu nie zajęła im długo i już po paru dniach znaleźli się u wybrzeży królestwa Lannisterów. Jak dotąd wszystko przebiegało bez zarzutu i zrodzeni z soli i wody mogli rozpocząć swoje polowanie...
Pierwsze godziny mijały spokojnie. Słońce parzyło nieosłaniane przez ani jedną chmurę. Wojownicy Gormonda wypoczywali przed walką. W powietrzu dominował odór pocących się mężczyzn, zakutych w parny dzień w ciężkie zbroje, tak charakterystyczne dla Żelaznych Wysp. Tylko niektórzy zdjęli je i delektowali się wiejącym znad brzegu wiatru. Brak zajęcia nie doskwierał załogantom - czas spędzali na opowieściach lub hazardzie. Czas mijał powoli...
- Statek na horyzoncie! - zawołał jeden z załogantów. - Bezbożnicy z wschodu! -
I faktycznie, gdy Gormond odwrócił tam wzrok, dostrzegł dwa nadciągające okręty. Ich budowa nie przypominała żadnego statku, który widywali na Żelaznych Wyspach ani w zielonych krainach. Dodatkowo znaczyły je charakterystyczne żagle w kształcie purpury. Jeden z nich zdecydowanie przewyższał drugiego wielkością, choć oba były wielkości przynajmniej dużego okrętu ładunkowego. Żelaźni nie mogli być pewni, czy okręty je już dostrzegły, ale na razie widocznie nie zamierzały się zatrzymywać.
Pierwsze godziny mijały spokojnie. Słońce parzyło nieosłaniane przez ani jedną chmurę. Wojownicy Gormonda wypoczywali przed walką. W powietrzu dominował odór pocących się mężczyzn, zakutych w parny dzień w ciężkie zbroje, tak charakterystyczne dla Żelaznych Wysp. Tylko niektórzy zdjęli je i delektowali się wiejącym znad brzegu wiatru. Brak zajęcia nie doskwierał załogantom - czas spędzali na opowieściach lub hazardzie. Czas mijał powoli...
- Statek na horyzoncie! - zawołał jeden z załogantów. - Bezbożnicy z wschodu! -
I faktycznie, gdy Gormond odwrócił tam wzrok, dostrzegł dwa nadciągające okręty. Ich budowa nie przypominała żadnego statku, który widywali na Żelaznych Wyspach ani w zielonych krainach. Dodatkowo znaczyły je charakterystyczne żagle w kształcie purpury. Jeden z nich zdecydowanie przewyższał drugiego wielkością, choć oba były wielkości przynajmniej dużego okrętu ładunkowego. Żelaźni nie mogli być pewni, czy okręty je już dostrzegły, ale na razie widocznie nie zamierzały się zatrzymywać.
Ojciec
Mistrz Gry- Liczba postów : 9472
Data dołączenia : 20/11/2017
Re: Wody Zachodu
Gormond czuł w nozdrzach zapach oceanu, był to piękny zapach dla żelaznego człowieka. Gdy dotarli na wody obok Lanisporu, Gormond na kazał stanąć pod słońce, tak by oni mieli dobry przegląd otoczenia, a ich samych było trudniej dostrzec. Teraz wystarczyło czekać, Miasto było kilka godzin od ich lokalizacji więc i szans na spotkanie okrętów Lanisterów nie były duże za to inne okręty były według tego, co wiedział częstym widokiem.
Na potwierdzenie tej tezy Gormond nie musiał długo czekać, po paru godzinach dotarł do niego wiadomość od jednego z załogantów dwa okręty na horyzoncie. Nie były to okręty, które widuje się często na tych akwenach pochodziły z Essos, purpura wskazywała na Bravos, ale czy byli to przedstawiciele tego miasta, nie mógł być pewny. Za to domyślał się kim mogą być, łowcami niewolników, lub zwykłymi kupcami - Przekonamy się za chwile - Pomyślał Gormond, nim wydał rozkazy
- Wyruszamy, trzymajcie okręty przed słońcem i gotować się do ataku ! - Krzyknął do kompanii - Złoty Keif bierzesz ten mniejszy okręt ! Ja i Uldryk zajmiemy się tym większym. - Krzyknął do kapitanów.
Gormond planował, płynąc tak by słońce raziło załogę przeciwną dzięki czemu trudnej będzie ich dostrzec. Gdy dojdzie do zauważenia okrętów żelaznych. Gormond wraz z Urlykiem mają zaatakować z obu stron większy okręt. Jako że oba okręty są większe od drakkarów to zostaje żelaznym ostrzelanie załogi wrogiego okrętu a później abordaż. W tym czasie Keif miał zająć się mniejszym okrętem i go spacyfikować, jeśli będzie potrzebował pomocy część z atakujących większy statek ruszy jako wsparcie, ale jedynie wtedy gdy ten zostanie już przejęty . W razie niepowodzenia kapitanowie mają się wycofać w wyznaczone wcześniej miejsce.
Na potwierdzenie tej tezy Gormond nie musiał długo czekać, po paru godzinach dotarł do niego wiadomość od jednego z załogantów dwa okręty na horyzoncie. Nie były to okręty, które widuje się często na tych akwenach pochodziły z Essos, purpura wskazywała na Bravos, ale czy byli to przedstawiciele tego miasta, nie mógł być pewny. Za to domyślał się kim mogą być, łowcami niewolników, lub zwykłymi kupcami - Przekonamy się za chwile - Pomyślał Gormond, nim wydał rozkazy
- Wyruszamy, trzymajcie okręty przed słońcem i gotować się do ataku ! - Krzyknął do kompanii - Złoty Keif bierzesz ten mniejszy okręt ! Ja i Uldryk zajmiemy się tym większym. - Krzyknął do kapitanów.
Gormond planował, płynąc tak by słońce raziło załogę przeciwną dzięki czemu trudnej będzie ich dostrzec. Gdy dojdzie do zauważenia okrętów żelaznych. Gormond wraz z Urlykiem mają zaatakować z obu stron większy okręt. Jako że oba okręty są większe od drakkarów to zostaje żelaznym ostrzelanie załogi wrogiego okrętu a później abordaż. W tym czasie Keif miał zająć się mniejszym okrętem i go spacyfikować, jeśli będzie potrzebował pomocy część z atakujących większy statek ruszy jako wsparcie, ale jedynie wtedy gdy ten zostanie już przejęty . W razie niepowodzenia kapitanowie mają się wycofać w wyznaczone wcześniej miejsce.
Gormond Goodbrother.- Liczba postów : 20
Data dołączenia : 22/12/2017
Re: Wody Zachodu
Drakkary Żelaznych powoli ruszyły w kierunku okrętów wroga. Szybko podpłynęły do statków wroga, sprawnie wymijając ostrzału z katapulty tego większego. Deszcz strzał i bełtów zasypał zajmujących okręt najemników, którzy próbowali - na szczęście nieskutecznie - odpowiedzieć tym samym. Na okręcie znajdowała się jeszcze balista, która zestrzeliła dwóch Żelaznych, ale poza tym nie mogła wyrządzić większej szkody. Chwilę później drakkary podpłynęły blisko wielkiego statku. Hakami i linami przywiązali okręty i zaczęli je zbliżać, by spokojnie dokonać ataku. Obrońcy ustawili się wzdłuż burty i formując mur tarcz próbowali zatrzymać atak Żelaznych Ludzi. Gormond najpierw ustrzelił dwóch najemników z kuszy, a potem sam ruszył z swoim toporem do walki i stanął naprzeciw jednego z najemników, który z wielką tarczą bronił dostępu do własnego statku. Wymienili się wieloma ciosami. Goodbrother z trudem trafiał przeciwnika, który dobrze krył się z pomocą swojego rynsztunku. Sam naraził się przy tym na kilka ataków i chociaż większości unikał, to kilka go zraniło. Po paru minutach walki zaczęły dawać mu się we znaki, a wokół nie wydawało się, żeby Żelaźni Ludzie uzyskiwali przewagę. Walki wciąż toczyły się przy burtach statków. Gormond nie wiedział o sytuacji pozostałych statków, zajęty walką.
Ojciec
Mistrz Gry- Liczba postów : 9472
Data dołączenia : 20/11/2017
Strona 2 z 2 • 1, 2
Strona 2 z 2
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|