Gabinet Tytosa

Casterly Rock. Dom. Tu Gedeon się wychował i tu miał najbliższych. Najbliższych, na których zawsze mógł liczyć. Szczególnie starszy brat Tytos, który chyba we wszystkim był lepszy, no może poza machaniem mieczem i kopią. Ale na pewnoe Tytos był lepszy w znajdowaniu ludzi. W końcu był Namiestnikiem Zachodu. Musiał mieć wtyki tu i ówdzie. Przynajmniej tak myślał Gedeon. A który młodszy brat nie uważa starszego, za tego mądrzejszego? Szczególnie, gdy ten jest prawie dziesięć lat starszy?
Tak więc gdy przybyli do domu, Gedeon polecił giermkom zająć się końmi, sam zaś udał się prosto do starszego brata. Tytos wydawał się jego ostatnią deską ratunku. No, może była jeszcze straż miejska, ale lepiej, by kłopoty nie wychodziły poza rodzinę.
– Tytos, bracie, mogę Ci zająć chwilę? -zapytał wchodząc do jego komnat, oczywiście bez wcześniejszego pukania. Pukać do komnat brata – po co?
– Wiem jak to zabrzmi… – zaczął rozsiadając się wygodnie gdzieś przy biurku brata – ale potrzebuję Twojej pomocy. Tak, wiem, że jestem w domu od dwóch dni i nawet nie zdążyliśmy dłużej porozmawiać, ale pewno będzie dzięki temu okazja ku temu. Tak więc… kojarzysz, że przyjechałem z sir Arjanem i Lorenem Hillem? Otóż… zgubiłem ich. Znaczy oni się zgubili. Ewentualnie zgubieni zostali, lub lepiej ująć porwani. Tego nie wiem, wiem za to, że zniknęli, nie wrócili na noc do Casterly Rock, nie było ich też w żadnej karczmie ani burdelu, nikt ich dziś nie widział, a Arjan ma dobre dwa metry przecież… Wiem za to gdzie ich ostatnio widziano. Weszli do jakiegoś zaułka. Ale no… już nie wyszli. A było to wczoraj. Ciał tam też nie znalazłem… - w tym momencie Gedeon spojrzał na brata prosząco. – Tytos, jesteś namiestnikiem, pewno masz gdzieś jakiś ludzi, co by mogli pomóc ich znaleźć. Martwię się o nich, a Arjan jest mi winien rewanż – ten argument lepiej brzmiał w głowie Gedeona.

Papierki, papierki i jeszcze raz papierki. Tytos już dawno zdążył się przyzwyczaić do ich obecności, stały się nieodłącznym elementem życia. W tym momencie nawet lubił siedzieć i pisać, odprężało go to. Teraz też siedział i czwarty raz czytał ten sam raport, próbując jakoś zająć czas. Niedawno ogłoszone wielki turniej i ślub jego starszej córki. Tytos dalej układał sobie w głowie całe to wydarzenie. Jego córka wychodzi za mąż! I wyjeżdża na drugi koniec kontynentu! Przecież jeszcze niedawno nie potrafiła sama chodzić, a co dopiero mówić. Jego rozmyślania przerwał wpadający bez ostrzeżenia Gedeon. Odłożył kartkę papieru i spojrzał na brata.
-Jasne, zawsze znajdę chwilę dla ciebie.- powiedział, wskazując mu siedzenie naprzeciwko siebie. Słuchał, co też jego braciszek ma do powiedzenia z wyrazem absolutnego zdumienia na twarzy. Jego brat zgubił swoich towarzyszy, albo raczej oni sami się zgubili. Nie mógł powiedzieć, by poznał sir Arjana, a Lorena też nie za bardzo kojarzył, jednak zaginięcie tej dwójki mogło się obić poważnym echem. I to tuż przed turniejem, na który ma się zjechać tylu gości! Trzeba było znaleźć zguby i to najlepiej szybko. Miał kogoś takiego w Lannisporcie, niestety wydał mu zadanie kilkanaście dni temu i ten człowiek już opuścił miasto.
-Niestety, nie został mi już prawie nikt w Lannisporcie, wszyscy dostali zadania.
Mogę dać ci list do kapitana Czerwonych Płaszczy. Powinien wykonać mój rozkaz. To nie może wyjść poza zaufany krąg ludzi. Nie przed turniejem. Każę mu wybrać odpowiedni oddział poszukiwawczy i zachować milczenie o tym incydencie.- powiedział do Gedeona. Że też chciało im się znikać, pomyśleli tylko o sobie.

Gdy Gedeon usłyszał, że wszyscy ludzie Tytosa są obecnie zajęci trochę się zmartwił, w końcu Tytos wydał się być jego ostatnią deską ratunku. Co prawda miał jeszcze jeden pomysł, był on jednak bardzo głupi. Na szczęście brat miał inne rozwiązanie.
– Dzięki Tytos, jak zwykle można na Ciebie liczyć, bracie - odparł uśmiechnięty Gedeon. Sam już miał się wybrać do straży miejskiej, ale właśnie bał się, że sprawa się rozniesie. A z listem od Namiestnika, to szansa na to znacznie malała, bowiem wszyscy na Zachodzie winni słuchać jego słów. Inaczej rzecz się miała z jego młodszym bratem.
- Też myślałem o Czerwonych Płaszczach, ale wiesz jaki ja mam język, znaczy lubie pogadać i jakbym poszedł do straży z pustymi rękoma, to pewnie mogłoby się to roznieść po nieście. Za to twoich słów na pewno posłuchają. I od razu uprzedzę, że do tej pory też nic się nie rozniosło. Że zaginęli wiedzą tylko mój giermek i giermek Arjana oraz dwóch sprawdzonych strażników od nas z zamku, którzy pomagali mi ich wczoraj szukać, więc o to się nie martw. Tak więc jeśli byłbyś skłonny napisać teraz ten list to byłby wdzięczny i mógłbym od razu udać się z nim do kapitana Czerwonych Płaszczy. Im szybciej ich znajdziemy tym lepiej. I jeszcze raz dziękuję - powtarzał się co prawda, ale pomoc brata faktycznie mogła ruszyć sprawę do przodu, na co Gedeon miał wielką nadzieję. W końcu minęły już pełne dwa dni jak ich nie widział. Przez dwa dni mogło się dużo wydarzyć.

[/zt]

Tytos szybko wypisał swemu bratu odpowiedni list i opatrzył go swoją pieczęcią. Miał nadzieję, że straży Lannisportu uda się znaleźć zguby. Szkoda by było, gdyby dali się zabić gdzieś w Lannisporcie. Pomachał jeszcze za wychodzącym bratem. Co mógł zrobić, już zrobił, a może nie? Namiestnikowi wpadła do głowy jeszcze jedna osoba, do której mógł się zgłosić po pomoc. Starszy nad Szeptaczami na pewno miał swoich ludzi w mieście. Szybko przywołał sługę i kazał mu poprosić do siebie, po czym czekał na jego przybycie. Od razu po jego wejściu, Tytos wskazał mu siedzenie przy biurku.
-Cieszę się, że przyszedłeś. Wina?- zapytał z grzeczności. Jeśli gość chciał, to Tytos nalał do dwóch kielichów, a jeśli nie to tylko sobie.
-Mam do ciebie prośbę. Otóż parę dni temu do Casterly Rock przyjechał mój brat,
razem z sir Arjanem oraz Lorenem Hillem. Z pewnością o tym wiesz, niestety nasi goście zaginęli wczoraj w nieznanych okolicznościach. Nie pojawili się, a wstępne śledztwo mojego brata nic nie wykazało. Jak kamień w wodę. Nie muszę ci mówić, że jeśli to się rozniesie, to przysporzy nam kłopotów, wieść, że na Skale giną goście, może negatywnie odbić się na turnieju, a to jest skrajnie niepożądane. Chciałbym, abyś pociągnął za swoje sznurki i ich znalazł, a jeśli ich znajdziesz martwych, to zatuszował ich śmierć.- powiedział Tytos i czekał na odpowiedź mężczyzny. Jeśli się znajdą to świetnie, jeśli nie to trzeba fakt ich śmierci ukryć przed światem.

Namiestnik przełożył kolejny raport z Lannisportu, mówiący o rosnącej fali przestępczości. Cholerni przestępcy nie mieli, kiedy wypłynąć, jak tylko teraz. Chociaż może pojawili się w związku z turniejem i tą ilością najemników stacjonującą pod murami miasta. Tak czy inaczej, trzeba było temu zaradzić. Wziął czystą kartkę papieru i zaczął pisać dodatkowe rozkazy dla Czerwonych Płaszczy. Patrole w mieście mają zostać wzmocnione co najmniej dwukrotnie, a kontrole statków mają być dociekliwe, by wykryć szmuglerów, którzy mają czelność pojawić się w Lannisporcie. Oprócz tego korona oczekuje rozwiązania w wykryciu sprawców napadów na domy kupieckie.